Bajka o Miłości i Wirusie

bajka_o_milosci_2.jpg

Dawno, dawno temu w pewnej wiosce żyli ludzie, którzy nosili przez cały czas przy sobie sakiewki, w których mieściło się dobro. Codziennie rano wychodzili przed swe domy i dzielili się dobrem ze swych sakiewek z innymi. Taką oto tradycję mieli od lat, podobną do tej jak kiedyś zapraszano sąsiadkę na poranną lub popołudniową kawę, a ludzie ze sobą częściej się spotykali i rozmawiali.

Pewnego razu do wioski zawitała czarownica. Podchodziła do każdej osoby i szeptała do ucha aby nie dzieliła się ta szczodrze z innymi bo może jej tego dobra zabraknąć. Zwracała jeszcze uwagę na to, że nie wszyscy dzielą się tą samą ilością - wzbudzając tym samym w człowieku nieufność i wątpliwości.
Tak oto czarownica codziennie przez kilka tygodni podchodziła do każdego i mówiła to samo podsycając niepokój i obawy. Po miesiącu mieszkańcy wioski zasznurowali swe sakiewki, zaczęli zamykać się w swoich domach i zaprzestali dzielenia się dobrem każdego poranka. W wiosce zrobiło się chłodno, ponuro i pusto. Czarownica mogła swobodnie rozgościć się wśród takiego otoczenia ponieważ nie znosiła dobra, ciepła i wspólnych relacji.

Pewnego razu spostrzegła, że jakieś dziecko bawiąc się z innym na placu zabaw rozwiązało swoją sakiewkę i podzieliło się dobrem z drugim dzieckiem. Podobnie uczyniło ów drugie dziecko. Czarownica podbiegła i aż krzyknęła aby tego nie robiły ponieważ dobro się wyczerpie i same nie będą miały z czego korzystać. Dzieci jak to dzieci, nie usłuchały czarownicy i każdego następnego dnia spotykały się na placu zabaw, rozwiązywały supełki przy sakiewce i dzieliły się dobrem. Przyglądali się temu pozostali rodzice i zauważyli, że mimo iż dzieci codziennie dzielą się dobrem wcale tego dobra im nie ubywa. W kolejnym dniu do dzieci dołączył dziadek z babcią i rozsznurowali swoje sakiewki, Widząc, że nikomu nic nie ubywa to samo uczynili rodzice. W ich ślady poszli kolejni i kolejni aż znowu wioska zapełniła się uśmiechniętymi i życzliwymi dla siebie ludźmi. 
Czarownica zdając sobie sprawę ze swej bezradności musiała opuścić wioskę i nigdy do niej już nie zawitała.

Czy koronawirus jest bardziej śmiertelny od wirusa niezgody, zawiści, zazdrości, nienawiści... różni ich od siebie tylko czas zgonu ale zagrożenie jest to samo. Dzisiaj obserwujemy pustki na ulicach, pustki w Kościołach, w kawiarniach itd. Kiedyś baliśmy się wojny. Potem chorych zwierząt, a dzisiaj boimy się siebie wzajemnie. Powstaje pytanie "Co ten wirus z nami zrobił?" I dodatkowo: "Co media z nami robią?"

Strach, lęk, niepokój wytwarzają w organizmie kortyzol. Jest traktowany na równi z adrenaliną ale ten pierwszy niszczy (pożera) możliwości obronne organizmu. Blokuje prawidłowe reakcje układu immunologicznego i spirala strachu nakręca żniwo wirusowi. Nakręca śmiertelne zagrożenie.
Co zrobić, czego i kogo słuchać? Czarownicy?

"Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział "(Mt 28, 6). Często pierwszą reakcją na "nowość" jest strach. Rodzi się on w sercach ludzkich, gdy doświadczamy czegoś, co przekracza nasze wyobrażenia i ludzkie zdolności. Dla Boga natomiast nie ma nic niemożliwego. Bóg nigdy nie kieruje się strachem! Oddajmy w tej tajemnicy Jego wcielenia w Chlebie Eucharystycznym (aktualnie w sposób duchowy) wszystkie nasze lęki. Nie pozwólmy, aby poprzez strach niezgodę, nienawiść, zazdrość, chciwość, kłamstwo - grzech podobnie jak wirus wszedł do naszego serca i płuc odbierając nam uczucia i tlen. Uwierzmy w słowa hymnu: "Tobie, Panie, zaufałem..."

bajka o milosci 4