Pewnego dnia, Mężczyzna mieszkający w Wielkim Mieście, przeziębił sobie duszę. Za oknem środek zimy, cała rodzina choruje, nie powinno więc nikogo dziwić, że jego system odpornościowy odmówił współpracy. Wstrząsana dreszczami dusza, w stanie podgorączkowym, mocno dawała się jemu we znaki. Po kolejnej męczącej i niemal nieprzespanej nocy, wybrał się do lekarza.
Usłyszał, że przeziębienia duszy właściwie się nie leczy. Zapalenie duszy - owszem, można coś przepisać. Zawał duszy - o tak, już byłaby poddana intensywnej kuracji. Ale tak mała gorączka? Ogólna obolałość i nieco zapuchnięte oczy? Nie, to nic takiego, samo przejdzie, niech pan wraca do domu, niech pan nie przesadza. Nie był to zbyt mądry lekarz, nie wiedział, jak ostry przebieg może mieć u mężczyzn banalne przeziębienie duszy.
Mężczyzna wrócił do domu, gdzie czekała już na niego Kobieta. Otuliła jego duszę kocem miękkich słów, napoiła gorącym uczuciem, zaaplikowała kilka komplementów według starej, domowej receptury. Mężczyzna zasnął jak dziecko, a jego gorączka po krótkim czasie narzekania minęła bez śladu.
MORAŁ: przeziębioną duszę najlepiej leczyć wg starej domowej receptury.