Ostatnimi czasy dały się nam we znaki przeziębienia oznaczające się wysoką temperaturą. Co w takich sytuacjach robić?
Przeziębienie to zespół objawów związanych z zapaleniem błony śluzowej nosa, gardła i zatok przynosowych, spowodowany zakażeniem wirusowym.
Sprawcami przeziębień nękających nas w okresie jesienno-wiosenno-zimowym są przeważnie tzw. rhinowirusy. Osoby, które padną ich ofiarą, żalą się na osłabienie, ból gardła, trudności z przełykaniem, czasem mdłości. Przeziębieniu towarzyszą też: ogólne złe samopoczucie, bóle mięśni, stany podgorączkowe. W czasie przeziębienia temperatura zwykle nie jest bardzo wysoka, choć ostatnio sięgała 38°C u dorosłych, a u dzieci 38,5°C , to znaczy, że system odpornościowy naszego organizmu sam zmobilizował się do walki. Dlatego w ciągu pierwszych 2-3 dni choroby można nie stosować leków przeciwgorączkowych. Jeśli jednak temperatura utrzymuje się dłużej lub szybko rośnie, należy ją obniżyć. Dotyczy to zwłaszcza małych dzieci, osób w podeszłym wieku, chorych na schorzenia przewlekłe.
Jeśli przy tym występuje kaszel i jest suchy i męczący, trzeba zastosować preparaty zwiększające wydzielanie śluzu, np. syrop prawoślazowy. Jeśli jednak suchy kaszel nie ustępuje po kilku dniach, trzeba zasięgnąć porady lekarza.
W przypadku tzw. kaszlu wilgotnego należy sięgnąć po preparaty o działaniu wykrztuśnym, które rozrzedzają śluz i ułatwiają usuwanie wydzieliny zalegającej w drogach oddechowych. Wiele z nich zawiera wyciągi roślinne, np. sirupus plantaginis, sirupus pini compositum.
W łagodzeniu bólu gardła najszybciej pomogą nam preparaty o działaniu miejscowym. Najczęściej mają one postać tabletek do ssania lub płukanek, najlepiej z szałwii.
W leczeniu kataru sprawdzają się inhalacje z rumianku, które jednocześnie ułatwiają oddychanie oraz odkażają i oczyszczają drogi oddechowe.
Wspomagająco można stosować preparaty roślinne, mające działanie napotne i wzmacniające np. Sambucol - ekstrakt z czarnego bzu, który pomaga w stanach przeziębienia i grypy
Dlaczego przeziębienie jest tak powszechną chorobą? Bo wirusami bardzo łatwo można się zarazić. Kichając i kaszląc, wyrzucamy ich z siebie tysiące. A "nasze" wirusy wdychają inni. Wystarczy, aby osoba zarażona nie zakrywała ust przy kasłaniu, a już naraża innych na zachorowanie. Pamiętajmy o tym!
W relacji z drugim człowiekiem nie da się uniknąć kłótni i drobnych sprzeczek. Nie da się przed nimi ustrzec, ale tak naprawdę: nie warto. Sprzeczki wcale nie muszą oznaczać niczego złego. Mogą być dowodem na to, że ludziom na sobie zależy, potrafią i chcą wyrażać swoje zdanie oraz emocje, jakie im towarzyszą. Kłótnie są nam potrzebne, abyśmy mogli wytwarzać z innymi trwałe, zdrowe relacje. Jest jednak jeden warunek: kłócić trzeba się mądrze. Brzmi niewiarygodnie? A jednak to ważna i dobra rada. Jak kłócić się, aby nikogo nie ranić i obrażać? Jest na to kilka sprawdzonych sposobów.
Do powstania sporu lub kłótni prowadzą najczęściej negatywne emocje, czyli takie stany emocjonalne, jak gniew, złość, zdenerwowanie, rozdrażnienie. To bardzo ludzkie i z pewnością nieobce każdemu z nas uczucia. Mamy z nimi do czynienia na co dzień: gdy ucieknie nam autobus, zepsuje się samochód, ubrudzi się ulubiona sukienka, szef nas skrytykuje, kolega obrazi, mąż nie włączy prania, żona nie uprasuje koszuli, teściowa zacznie pouczać. Wielu z nas tłumi w sobie te negatywne odczucia, nie daje po sobie poznać, że coś nas zdenerwowało, wyprowadziło z równowagi. Według psychologów to błąd. Nie wolno tłumić w sobie negatywnych emocji − to niszczy nasze zdrowie i może prowadzić do wielu zaburzeń, takich jak nerwice, załamania nerwowe czy depresja. Częstym skutkiem tłumienia złości czy gniewu są także objawy somatyczne: wrzody, zawał serca czy nadciśnienie.
Powiedzenie, że złość piękności szkodzi to mit! Piękności i zdrowiu najbardziej szkodzi ukrywanie tej złości, tłumienie jej w sobie i niedanie jej upustu. Jak można pozbyć się negatywnych emocji? Bardzo oczyszczająca dla psychiki ludzkiej jest właśnie kłótnia. Nie jest to oczywiście jedyne wyjście, ale wiadomo, że drobne sprzeczki są w naszym życiu na porządku dziennym. Złościmy się, krzyczymy, rzucamy przedmiotami. Warto jednak poznać kilka zasad zdrowych kłótni, takich, które nikomu nie wyrządzą krzywdy, a przyczynią się do polepszenia naszego samopoczucia i oczyszczenia naszego umysłu z negatywnych emocji.
Jak umiejętnie się kłócić?
Nie pozwól na nagromadzenie złości! Długo skrywana w sobie złość wybucha nagle, zupełnie niespodziewanie. Powinniśmy oczywiście panować nad swoimi nerwami i nie krzyczeć co chwilę, ale długotrwałe tłumienie frustracji powoduje jedynie jej narastanie. Gdy od razu uwolnimy się od negatywnych uczuć, w czasie kłótni będziemy mówić tylko o danej sytuacji, a nie przywoływać wszystkie podobne. Jeśli ktoś po raz kolejny nie przyszedł na spotkanie, nie krzyczmy: „Znowu cię nie było!”, powiedzmy lepiej: „Ostatnio często odwołujesz spotkania. Czy dzieje się coś, o czym chciałbyś/chciałabyś porozmawiać?”. Damy drugiej osobie do zrozumienia, że nam zależy, że interesuje nas jej los.
Nie oceniaj! Oceny sprawiają, że druga osoba odbiera nasze słowa jako atak na nią samą. Lepiej skupmy się na sednie sprawy. Mówmy otwarcie, jakie uczucia wywołują w nas określone sprawy, jak się czujemy. Nazywajmy dokładnie te emocje! To oczyści atmosferę i sprawi, że druga osoba będzie wiedziała, co czujemy. Zamiast mówić: „Jesteś nieodpowiedzialny! Znów mnie zignorowałeś i nie przyszedłeś!”, powiedzmy: „Jest mi przykro, że nie pojawiłeś się o szóstej przed kinem. Czekałam na siebie i czułam się zapomniana. Proszę cię, uprzedzaj mnie wcześniej, jeśli wiesz, że nie będziesz mógł przyjść”. Druga osoba dowie się, co czuliśmy, dlaczego jesteśmy na nią źli i co ma zrobić, aby takie sytuacje się nie powtórzyły.
Zachowajmy zdrowy rozsądek! W czasie kłótni nie zachowujmy się jak w amoku. Wysuwajmy logiczne argumenty, brońmy się, ale rozważnie i mądrze. Nie podnośmy głosu, jeśli nie jest to konieczne. Mówmy stanowczo, ale spokojnie. Nie dajmy się ponieść złości i jeśli to konieczne: wyjdźmy na chwilę z pokoju, dajmy sobie kilka minut na ochłonięcie. Pozwól się wypowiedzieć! Nie pozwólmy, aby nasza kłótnia przerodziła się w monolog. To interakcja, w której uczestniczy ktoś jeszcze: nasz rozmówca. Szanujmy go i pozwólmy jemu również się wypowiedzieć. Nie krzyczmy: „Ty i tak nie masz tu nic do powiedzenia!”. Lepiej zaproponujmy: „Powiedz mi, dlaczego nie zrobiłeś prania, tak jak cię o to prosiłam dziś rano?
Słowa wypowiedziane w gniewie bolą bardziej niż czyny. „Jesteś beznadziejna!”, „Nienawidzę cię!”, „Nie chcę cię więcej widzieć!” – takie zdania nie są byle jakimi zwrotami: mają wielką moc, sprawiają ogromny ból i nie da się ich cofnąć. Na zawsze pozostaną w naszej pamięci, trudno będzie je wymazać, zapomnieć o nich. Dlatego właśnie tak ważna jest konstruktywna kłótnia, która pomaga, a nie obraża i rani. Pamiętajmy: kłótnia ma być rozwiązaniem konfliktu, a nie jego początkiem! Kłóćmy się z głową, a zawsze dojdziemy do porozumienia.
Wykorzystano artykuł M.Kornaś z portalu parenting.pl
Wydawałoby się, że nie mam nic łatwiejszego od parzenia kawy. Przecież wystarczy uruchomić ekspres, który zrobi za nas wszystko lub zalać zmielone ziarna gorącą wodą. A jednak tak nie jest. Trzeba umieć parzyć kawę i w dodatku nie jest to umiejętność prosta.
Przede wszystkim kawa musi być dobrze zmielona - mówi Marek Kozłowski, doświadczony barista (specjalista od wybierania, parzenia i podawania kawy) z Gdańska. - Nigdy nie kupujmy gotowej zmielonej kawy w paczkach. Aromat bardzo szybko "ucieka" z takiego produktu. Trudno także pozbyć się wrażenia, że w takiej kawie znajdują się różnego rodzaju domieszki, niekoniecznie nam pasujące.
Dlatego też kawę zawsze kupujmy w ziarnach. Pod względem smaku i aromatu najwyższym uznaniem cieszą się ziarna pochodzące z upraw położonych na dużych wysokościach. Jest to wyraźnie zaznaczone w opisie widocznym na opakowaniu. Kawa może kosztować od 350 do 400 zł za kilogram. Jednak przyzwoitą kupimy już za 100 złotych. Metodą prób i błędów możemy dobrać różnego rodzaju ziarna, mieszać je i stworzyć swój ulubiony zestaw.
Zmieloną kawę najlepiej zużyć w ciągu dwóch tygodni, trzymając ją w hermetycznie zamykanych pojemnikach. Popularne porcelanowe czy blaszane pojemniki na kawę nie są najlepszym rozwiązaniem. Świetnie sprawdzą się za to specjalne woreczki próżniowe, które bez trudu dostaniemy w sklepach z artykułami gospodarstwa domowego.
Poza tym musimy pamiętać także o tym, że ważny jest termin, w którym palono ziarna. To bardzo istotne ze wzgledu na aromat kawy. - Przyjmuje się, że optymalnie, jeśli od czasu palenia kawy minął góra miesiąc - mówi Marek Kozłowski. - Kawa bowiem, jak wszystkie inne produkty spożywcze, podlega procesom starzenia. I możemy być pewni, kupując paczkę kawy z terminem ważności opiewającym na np. rok, że ten produkt będzie mniej aromatyczny i pozbawiony wielu wartości smakowych. Dlatego też prawdziwi miłośnicy kawy powinni zaopatrywać się w nią w specjalistycznych sklepach, gdzie dostępna jest kawa świeżo palona, w dodatku przechowywana w odpowiednich warunkach.
Tak przygotowani możemy przystąpić do przygotowania kawy.
Kawę mielimy w specjalnych młynkach, w których nie mamy prawa rozdrabniać innych produktów, co - niestety - często się zdarza. Wtedy pozostałości cukru czy orzechów zmieniają smak naszego naparu - mówi barista. Zmielona kawa powinna wylądować w ekspresie. Na rynku dostępnych jest ich mnóstwo. Rozpiętość cenowa także jest ogromna. Znajdziemy modele kosztujacę niewiele ponad 100 złotych, ale i takie za kilkanaście tysięcy złotych.
W tym jednak przypadku drożej nie musi znaczyć lepiej. Fundacja Pro-Test przeprowadziła niedawno badania 15 ekspresów do kawy. Badaniom poddano 12 wysokociśnieniowych ekspresów automatycznych oraz trzy na kapsułki. Testowane ekspresy do kawy są dostępne w polskich sklepach w cenach od 329 do 5990 zł. Jak czytamy na stronach fundacji, jeden z najdroższych ekspresów z testu - za blisko 5000 zł - znalazł się prawie na końcu rankingu. Najwyższą ocenę w teście otrzymały dwa ekspresy: jeden za 329 zł oraz drugi za 3559 zł.
Jeżeli udało nam się zdobyć dobry ekspres, teraz czas na wodę. - Dobra woda to jeden z podstwowych elementów smacznej kawy - mówi Marek Kozłowski. - Do parzenia musimy używać tylko świeżej. Dlatego też nigdy nie pozostawiamy jej w ekspresie, na przykład na noc. Woda musi być także miękka. Dlatego też smakosze powinni zaopatrzyć się w odpowiedni filtr, który zapewni nam taką twardość wody, jakiej potrzebujemy. Do parzenia kawy nie nadaje się ani woda mineralna (zbyt twarda), ani woda już wcześniej przegotowana.
Dla smaku istotne jest dozowanie, czyli ilość kawy użytej do przygotowania naparu. - Najlepiej na jedną filiżankę odmierzyć łyżeczkę świeżo zmielonej kawy - mówi barista. - Wszystko zależy jednak od ekspresu, jakiego używamy. Są bowiem i takie, które same odmierzają odpowiednią ilość kawy.
A co zrobić, jeśli nie mamy ekspresu?
Można zaparzyć kawę tradycyjnie, zalewając ją gorącą wodą. W takim przypadku trzeba jednak już po kilku minutach oddzielić fusy od napoju, np. przelewając kawę przez papierowy filtr - mówi Kozłowski. - Jeśli tego nie zrobimy, napój stanie się gorzki. Dlatego tzw. kawę po turecku tradycyjnie przygotowuje się w dzbaneczkach, z których następnie napar jest przelewany do filiżanek.
I to cała tajemnica. I też odpowiedź dla kawoszy, dlaczego ich ulubiony napój smakuje często gorzej w domu niż w kawiarni.
Po raz pierwszy z ruchem uzdrowicielskim Reiki zetknąłem się w 1998 roku, kiedy to Teatr STU zorganizował w Krakowie coś w rodzaju festiwalu ezoterycznego. W jednej sali Pałacu pod Baranami odbywał się zbiorowy seans. Na stołach leżały osoby, wokół których gromadzili się "uzdrawiacze", kładący dłonie na odpowiednich punktach ich ciał.
- Jeśli potrzebujecie Bożej, uzdrawiającej energii, to chodźcie - zapraszała nas do środka przejęta młoda dziewczyna.
Potem osoby bardziej zaawansowane podawały swoje adresy, by chętni mogli się z nimi skontaktować. To były początki i pamiętny seans być może odbiegał od tego, co dzieje się w tej dziedzinie dzisiaj.
Chrześcijańskie źródła Reiki?Wtedy niewiele wiedziałem o Reiki, a deklarowane leczenie "Bożą mocą" wydawało się bliskie korzeniom chrześcijańskim. Zresztą teoretycy ruchu, opisujący jego narodziny, w sposób jednoznaczny powołują się na te źródła. Za jego twórcę uznają bowiem dr Usui, duchownego chrześcijańskiego, który próbował odkryć sposób, w jaki uzdrawiał Jezus. W tym miejscu rodzi się pierwsza wątpliwość, bowiem, choć w tradycji chrześcijańskiej mówi się o charyzmacie uzdrawiania, Kościół nigdy nie łączył go z jakimś ezoterycznym wtajemniczeniem, pozwalającym na korzystanie z niego, kiedy tylko się tego zapragnie.
Św. Paweł, który w swoich listach szeroko pisze o charyzmatach (por. 1 Kor 12-14), gdy wspomina o uzdrawianiu, nie określa go jako trwałej umiejętności, lecz każdorazowo, arbitralnie przez Boga udzielany dar (stąd używa on liczby mnogiej, pisząc o pojedynczych charyzmatach uzdrawiania - charismata iamaton). Tak też dar ten pojmowany jest we współczesnej katolickiej Odnowie charyzmatycznej, która dąży m.in. do odnowienia korzystania z charyzmatów w Kościele Katolickim1.
Przypadek Szymona MagaJuż sama chęć posiadania trwałej nadprzyrodzonej władzy uzdrawiania, jaką miał Jezus, patrząc od strony duchowości chrześcijańskiej, staje się wątpliwa. Problem ten doskonale ukazuje fragment Dziejów Apostolskich opowiadający o Szymonie Magu (por. Dz 8,9-24).
Rzecz działa się w Samarii, gdzie działalność ewangelizacyjną, potwierdzaną licznymi uzdrowieniami, prowadził diakon Filip. W tekście czytamy, że Szymon zajmował się czarną magią, wprawiał w zdumienie lud Samarii i twierdził, że jest kimś niezwykłym (Dz 8,9). I dalej: poważali go wszyscy od najmniejszego do największego: "Ten jest wielką mocą Bożą" - mówili (Dz 8,10).
Mimo własnych sukcesów i popularności wśród ludności Samarii, Szymon został ujęty nauczaniem i działalnością Filipa.
Uwierzył również sam Szymon, a kiedy przyjął chrzest, towarzyszył wszędzie Filipowi i zdumiewał się bardzo na widok dokonywanych cudów i znaków (Dz 8,13).
Nawrócenie Szymona okazało się jednak niepełne, co miało się okazać niebawem. Wieść o sukcesach apostolskich w Samarii dotarła do apostołów, którzy przebywali w Jerozolimie. Wystali oni zatem Piotra i Jana, aby ci modlili się o dary Ducha Świętego dla nowo nawróconych Samarytan. Pogańska mentalność Szymona ujawniła się w momencie, gdy zaproponował apostołom pieniądze w zamian za nadprzyrodzone charyzmaty: "Dajcie i mnie tę władzę" - powiedział - "aby każdy, na kogo nałożę ręce, otrzymał Ducha Świętego" (Dz 8,19).
Swoją propozycją Szymon ukazał, że nie rozumie chrześcijańskiej darmowości laski, jak i tego, że zależy ona nie od magicznych praktyk człowieka, lecz od bezinteresownego udzielania się Boga.
Nagana ze strony Piotra była natychmiastowa: Niech pieniądze twoje przepadną razem z tobą (...) gdyż sądziłeś, że dar Boży można nabyć za pieniądze. Nie masz żadnego udziału w tym dziele, bo serce twoje nie jest prawe wobec Boga. Odwróć się więc od swego grzechu i proś Pana, a może ci odpuści twój zamiar. Bo widzę, że jesteś żółcią gorzką i wiązką nieprawości (Dz 8,20-23).
W tradycji historia ta była wielokrotnie interpretowana jako opis grzechu kupczenia świętościami. Właśnie od imienia Szymona zaczęto określać to wykroczenie symonią. Dziś jednak, gdy już nie sprzedaje się odpustów jak w średniowieczu, pojęciu temu można by nadać całkiem inną treść: mianowicie chęć posiadania nadprzyrodzonej władzy, która byłaby całkowicie zależna od woli człowieka. Szymon bowiem chciał, aby każdy, na kogo położy ręce, otrzymał Ducha Świętego.
Nie ma więc tu miejsca na pokorną modlitwę, lecz jest chęć magicznego manipulowania Bóstwem. Św. Piotr od razu zauważa tę grzeszną postawę Szymona, gdyż mówi: ...serce twoje nie jest prawe wobec Boga i dalej widzę, że jesteś żółcią gorzką i wiązką nieprawości. Nieprzypadkowo porównuje Szymona do żółci, starożytni uważali ją bowiem za siedlisko złości, nienawiści, pychy, chciwości, zazdrości i hipokryzji. Zwracano też uwagę na fakt wizualnego podobieństwa żółci do miodu, lecz diametralnej różnicy w ich smakach.
Mimo ostrych stów Piotra (zresztą też kiedyś zwanego Szymonem), Mag nie zbuntował się przeciwko słowom pierwszego spośród apostołów, lecz przestraszony poprosił o modlitwę. I choć tradycja przypisuje mu założenie jakiejś sekty, ponieważ nie ma o nim więcej wzmianek w Nowym Testamencie, możemy przyjąć wersję bardziej optymistyczną, że zrozumiał swój błąd i nawrócił się.
Historia ta może być pouczająca także w spojrzeniu na poszukiwania dr Usui.
Dr Usui charyzmatyk czy okultysta?Paradoksalne jest, że odpowiedzi na swoje pytania chrześcijański mnich odnajduje nie w Piśmie Świętym, lecz w jakichś starych buddyjskich księgach. Tu znowu pojawia się rozdźwięk z buddyzmem, który w swojej klasycznej formie daleki jest od szukania tajemnej władzy, a wszelkie tego rodzaju zapędy traktuje jako przeszkodę w drodze ku nirwanie, rozumianej jako wolności od wszelkich pragnień. W opisach drogi do duchowego przebudzenia Buddy mocno podkreśla się potrzebę przekroczenia pokusy władzy, jaką oferują medytującemu demony.
Sam opis uzyskania władzy uzdrawiania przez dr Usui owiany jest nimbem tajemniczości. Ukazane są trwające 21 dni bliżej nieokreślone praktyki medytacyjne, po których duchowny doświadcza swoistego oświecenia, przy czym po raz drugi widzi znaki, które odkrył wcześniej we wspomnianych księgach buddyjskich. Samouzdrowienie zranionej stopy w trakcie powrotu miało przekonać go o uzyskani władzy uzdrawiania.
Powyższy opis nasuwa podejrzenie, że była to inicjacja okultystyczna, w trakcie której jakaś nieznana siła (ocultus) sprawiła, że dr Usui stał się jej przekazicielem (medium). Od tego czasu duchowny rozpoczął nauczanie adeptów, których poprzez kolejne inicjacje czynił przekazicielami energii Reiki.
Tak w inicjacjach, jak i w samym uzdrawianiu ważną rolę spełniają tajemnicze magiczne znaki, których poznanie i używanie ma dać władzę nad uzdrawiającą mocą.
Tu widać, jak daleko odbiegła praktyka uzdrawiania dr Usui od początkowych jej chrześcijańskich założeń.
Duchowny chciał odkryć metodę, jaka uzdrawiał Jezus, a doszedł do okultystycznego i magicznego panowania nad jakimiś mocami, co w sposób oczywisty kłóci się z chrześcijaństwem.
Chrześcijaństwo i Reiki - sprzeczność czy wzajemne uzupełnianie się?A jednak nie każdy od razu widzi te sprzeczności. Od czasu do czasu spotykam osoby, które starają się łączyć technikę uzdrawiania Reiki z chrześcijaństwem. Pewna mistrzyni Reiki radziła na przykład swoim uczniom, aby uczestniczyli często we Mszy Świętej, bo to oczyszcza ich kanały energetyczne. Można by powiedzieć: I cóż w tym złego, przecież zachęta do praktyk religijnych jest czymś dobrym! Nie wtedy jednak, kiedy odbiera się im chrześcijański sens, a nadaje właściwości okultystyczno - magiczne.
Z kolei inna adeptka Reiki, mieniąca się chrześcijanką, z dużym zaangażowaniem mówiła mi o centrach energetycznych w człowieku, zwanych z sanskrytu czakrami.
Nie miała przy tym świadomości, że są to pojęcia z zakresu antropologii okultystycznej, która stoi w sprzeczności z antropologią chrześcijańską. Wreszcie, od czasu do czasu w różnych wspólnotach wspomnianej już katolickiej Odnowy charyzmatycznej pojawiają się pojedyncze osoby, które chcą uczestniczyć w seminarium Odnowy w Duchu Świętym2 aby wzmocnić swoje uzdrowicielskie działanie.
Adepci Reiki zwykle angażują się w ten ruch w dobrej wierze. Bywa, że sami szukają sposobu uzdrowienia z trapiących ich dolegliwości, czasem zaś chcą ulżyć w cierpieniu swoim bliskim. W tych poszukiwaniach jednak podobni są do Szymona Maga, który, choć sam ochrzczony, dał się uwieść pragnieniu władzy nad swoim losem, bez oglądania się na Bożą Opatrzność. O tym, że uwiedzenie to może być niebezpieczne, przekonują przypadki osób, które, stosując bądź poddając się działaniu techniki Reiki, zaczęły przeżywać poważne problemy osobowościowe. Wprawdzie fizyczne objawy chorobowe ustępowały, ale w ich miejsce pojawiała się chroniczna bezsenność, wyczerpanie, stany lękowe, natrętne myśli samobójcze, słyszenie głosów, niezdolność do koncentracji.
Jacques Verlinde, francuski zakonnik, który przez wiele lat był zaangażowany najpierw w hinduizm, później w okultystyczne praktyki uzdrowicielskie, jednoznacznie przestrzega, że mediumistyczne otwarcie na nieznane siły może uczynić korzystająca z nich osobę bezbronna wobec ich działania.
W niektórych przypadkach (tak było w przypadku samego Jacques'a Verlinde) dopiero interwencja egzorcysty kładzie kres dramatycznym następstwom, jak i samej zdolności okultystycznego uzdrawiania.
Andrzej Idem
1 Początki katolickiej Odnowy charyzmatycznej, zwanej też Odnową w Duchu Świętym, datuje się na rok 1967, kiedy to grupa studentów z Pitsburga w USA na dniach skupienia doświadczyła niezwykłego działania Ducha Świętego. Od tego czasu Odnowa dotarta do wielu krajów świata. W Polsce Odnowa w Duchu Świętym liczy kilkadziesiąt tysięcy uczestników.
2 Seminarium Odnowy w Duchu Świętym to rodzaj, zwykle siedmiotygodniowych, rekolekcji, przygotowujących do ożywienia charyzmatów, które każdy chrześcijanin otrzymuje podczas chrztu i bierzmowania.
Post ScriptumTerapie i praktyki ezoteryczne coraz częściej docierają do świata osób duchownych. Przede wszystkim chrześcijan, choćby z Kościoła Episkopalnego, Baptystycznego, Zielonoświątkowców czy Katolickiego.
Warto wspomnieć tu chyba o najbardziej spektakularnym przykładzie Amerykanina, dominikanina, Matthew Foxa. Był on przez 33 lata duchownym katolickim. Uzyskał stopień magistra filozofii i teologii, ukończył także studia doktoranckie w Institute Catholique de Paris. Ostatecznie porzucił zgromadzenie zakonne i znalazł się poza Kościołem Katolickim.
Obecnie jest czołowym ideologiem i nauczycielem nurtu teologii chrześcijańskiej związanej z Nową Erą.
W Polsce wśród osób duchownych również pewnym wzięciem cieszą się niektóre nurty pseudoduchowości związane z New Age. Nie trzeba tu chyba dodawać, jak cennymi zdobyczami są ci duchowni dla ośrodków i liderów nurtów mistyczno - ezoterycznych, które starają się o legitymizację swojej działalności.
Zapewnienie szerokiej publiczności o tym, że metody i praktyki nie są sprzeczne z doktryną Kościoła Katolickiego, w znaczny sposób poszerza krąg oddziaływania ich nauczycieli.
Opisywana powyżej metoda uzdrawiania, zwana Reiki, jest również znana wśród duchownych. Wśród jej zwolenników są też propagatorzy wywodzący się z kręgów osób duchownych.
Jako przykład może posłużyć postać katolickiej zakonnicy, siostry Mariuszy Bugaj. Dokonywała ona - zdobywszy uprzednio tytuł wielkiej mistrzyni Reiki - licznych inicjacji adeptów tej metody . Prowadziła leczenie i kursy Reiki I i II stopnia. Oficjalnie uczestniczyła w corocznych Festiwalach Ezoterycznych organizowanych w Krakowie. Na skutek zamieszania i licznych zapytań, jakie zaczęły towarzyszyć jej osobie, w styczniu 1995 roku złożyła deklarację, że nie będzie prowadziła szkoleń Reiki, uczestniczył w spotkaniach uzdrowicielskich, udzielała wywiadów ani wydawała dyplomów ze swoim podpisem. W roku 1992 w Warszawie ukazała się jednak sygnowana imieniem s. Mariuszy książka Reiki. Usui Shiki Ryoho.
Ks. Roman Pindel podając w wątpliwość autorstwo tej książki pisał: "Piszę o autorstwie siostry w trybie warunkowym, ponieważ nie mogę zrozumieć, jak prosta siostra, która ma trudności z po prawnym zapisem tekstu o objętości jednej strony mogła być autorką całej książki, napisanej bardzo dobrze (...). W książce znajdują się stwierdzenia podważające ważne prawdy wiary: m.in. Jezus jest jedynie jednym z wybitnych twórców religii, a uzdrowienia dokonane przez Niego miały miejsce dzięki posiadaniu przez Niego umiejętności leczenia. Tę "umiejętność" może posiąść adept Reiki. Jezus bowiem swojej "metody" uzdrawiania nie przekazał Apostołom ani Kościołowi, ale "odkrył" je w X1X wieku tajemniczy duchowny z Japonii".
S. Mariusza pisze: " /dr Usui- przypis ks. R.P./ usilnie próbował odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób Jezus i jego uczniowie czynili cuda. Niestety, na takie pytanie nauki teologiczne nie dają odpowiedz wprost. Po głębokim zastanowieniu dr Usui postanowił sięgnąć do tradycji buddyjskich...
Wreszcie w jednym z buddyjskich klasztorów znalazł księgę, która zawierali zapomniane znaki, słowa oraz symbole, którymi posługiwał się Budda. Siostra przyjmuje więc system religijny zwany buddyzmem. Pierwsze wydanie tej książki, które zostało już wyczerpane, wprowadziło i wprowadza w błąd wielu wierzących. Jak dotąd, nie pojawiło się najmniejsze odwołanie stwierdzeń w niej zawartych, więc wiele osób sądzi, że siostra nadal podtrzymuje swoje poglądy" ( zob. ks. R. Pindel, Rejki metoda leczenia czy sekta?, w : Rejki - deszcz niebiańskiej energii?, Kraków 1997, s.16-17).
Ks. Roman Pindel podkreśla, że Reiki jako systemu religijnego i uzdrowicielskiego nie da się pogodzić z wiarą katolicką.
"Ponieważ w Polsce ogromni większość stanowią katolicy (w dużej części jednak słabo uformowani religijnie , więc usiłuje się dla nich uczynić z Reiki budź sami metodę leczenia, budź ruch bardzo zbliżony ideowo do chrześcijaństwa. Temu celowi służą modlitwy chrześcijańskie i pouczenia o cierpieniu, ale przede wszystkim sama obecność i zaangażowanie w ruch siostry zakonnej. Temu celowi służyło ukazanie się w 1993 roku w piśmie Nieznany Świat wywiadu z s. Mariuszą, którego treść poszerzono bez jej zgody. Mimo interwencji nie wydrukowano żadnego sprostowania - tłumaczyła przełożona s. Mariuszy." (zob. R. Pindel, op. cit., s.15-16).
Wykorzystano materiały dr Hanna Karaś - www.effatha.org.pl
Kiedy chcemy usprawiedliwić własną niemoc i brak chęci do walki z przeciwnościami wtedy podpieramy się przykładami odbiegającymi od ogólnie przyjętych zasad. "...Bo inni żyją w taki sposób i jest dobrze..." - wcale nie jest, choć pozornie może to tak wyglądać. Ty jednak nie musisz żyć pozorami i staraj się żyć właściwie, mimo wszystko!
Mimo wszystko...
Jeśli odnosisz sukcesy, zyskujesz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów;
Odnoś sukcesy, mimo wszystko.
To, co budujesz latami, może runąć w ciągu jednej nocy;
Buduj, mimo wszystko!
Jeśli odnajdziesz pokój i szczęście, wielu będzie ci zazdrościć;
Bądź szczęśliwy, mimo wszystko!
Dawaj z siebie ile możesz, a często powiedzą ci, że to za mało;
Dawaj, mimo wszystko!
Widzisz, w ostatecznym rachunku,
liczy się tylko to, co działo się między tobą a Bogiem
Matka Teresa z Kalkuty