W poniższym artykule nie przeczytasz o leczeniu ale o wyzdrowieniu. Nie w wyniku wiedzy, a wiary. Nie ze względu na „zasługi”, tylko z miłości. Choroba to nie książka skarg i zażaleń w stosunku do całego świata. To czas, w którym człowiek na nowo odnajduje to, co przez lata tracił: czas, odpoczynek, przyjaciół, miłość… Wszystkie te rzeczy odzyskują wtedy swoje znaczenie i wartość. Dobrze jeśli tak jest. W przeciwnym razie, będzie to droga przez mękę roszczeń, użalania się nad sobą i wzajemnych pretensji.
Ale najgorszy nie jest sam fakt choroby, a lęk, który często nam towarzyszy przez większość życia.
Kiedy jest w nas dużo lęku - uciekamy przed tym co dobre, szlachetne i czyste. Istnieje w nas łatwość oskarżania innych, przekręcania faktów, przypisywania innym złych zamiarów. W lęku pojawia się nadmiar upadków i nadmierne zajmowanie się jedynie sobą. Jesteśmy skłonni do oszukiwania (często siebie samych), życia pozornego, nakładania masek; uciekamy od tego, co jest prawdą w kierunku zakłamania, prowadzenia określonej gry, która zaciemnia prawdę o nas. W lęku istnieje łatwość demoralizowania siebie oraz innych. Do lęku, w którym żyjemy trzeba dopuścić najpierw Jezusa Zmartwychwstałego. Bo tylko On może nas z niego wyprowadzić. Bez Niego będziemy wierzyli własnej iluzji, którą tworzymy przez lata.
Dlaczego piszę o Jezusie? Bo tylko On wycisza w człowieku ów lęk, a serca napełnia pokojem! Żaden lek tego nie zrobi. Zmartwychwstanie jest powrotem do życia, zwycięstwem nad chorobą i śmiercią. Ale nie można być zdrowym będąc zniewolonym lękiem, a tym samym pozbawionym pokoju serca.
W jaki sposób uwolnić się od terroru lęku w naszej codzienności? Prosić o Jego pokój i przyjąć dar pokoju. Pozwolić by sączył się on w serce w sposób niewidzialny, cichy przez codzienne słuchanie (słyszenie) i oglądanie tego, co Jezus mówił, jak reagował na człowieka, jak patrzył, dotykał, dokąd chodził. Trzeba upaść przed Nim na kolana, jak uczyniły to niewiasty, objąć Go za nogi i oddać pokłon. Objąć za nogi oznacza wejść w bliskość, więź, nawiązać kontakt z Jezusem - Nauczycielem, zamiast „nakręcać” się własnymi myślami i realizować jedynie siebie.
Zatem sursum corda! I nie lękaj się, bo Ja jestem z tobą - (przeczytaj całość – księga Izajasza rozdz.43 werset od 1-7 a w miejsce imienia "Jakub" wstaw swoje imię.)
Na początek wystarczy.
C.D.N.
W dzisiejszym „zabieganym” świecie zatraciło się pojęcie służby. Jego znaczenie wyparła chora ekonomia, która w konsekwencji tworzy brak zrozumienia, współczucia, czasu i miłości. Ale miłości prawdziwej, bezinteresownej.
Miłość w znaczeniu ewangelicznym zmniejsza cierpienie, ułatwia proces leczenia, mobilizuje siły organizmu do walki z chorobą. Ojciec Pio często powtarzał słowa: “ Jeżeli do łóżka chorego nie przyniesiecie miłości, to na nic nie zdadzą się lekarstwa”. Według myśli tego zakonnika z San Giovanni Rotondo idea niesienia ulgi w cierpieniu polega na trosce o całego człowieka, a więc uwzględnia całokształt jego bytu - nie tylko w znaczeniu fizycznym, lecz co bardzo ważne, również w wymiarze psychicznym i duchowym. Miłość ma na celu dobro i w ten sposób zmniejsza cierpienie.
Bez miłości choroba staje się wyrokiem, a lekarz, psycholog, ksiądz, bliźni - sędzią.
Idea niesienia ulgi w cierpieniu jest ciągle aktualna i dotyczy nas wszystkich, a szczególnie tych, którzy w sposób szczególny związani są ze słowem: „SŁUŻBA”. Współczesny człowiek bardzo potrzebuje miłości i Chrystusa. Bo tylko taka Miłość, daje sercu odpoczynek i wnosi pokój. Dzięki niej Dom Ulgi w Cierpieniu, którym może stawać się każdy z nas, a nie tylko szpital czy inne miejsce pomocy drugiemu człowiekowi, nie mieści się w schematach komercji, usług i roszczeń. Wymyka się z ram, do których często już przywykliśmy, które zdają się narzucać i opanowywać codzienne życie i współczesny świat. Dom, jakiego pragnął Ojciec Pio, wprowadza nową rzeczywistość, staje się według życzeń Założyciela miejscem, które w osobistym kontakcie z cierpieniem skłania do refleksji, do określenia na nowo swojego stosunku do Boga i bliźniego, inspiruje wewnętrzną przemianę, wydobywa z serca człowieka miłość i zachęca do dzielenia się wzajemnie tym, co w nas najlepsze.
Oby każde serce mogło stawać się takim Domem, aby w Domu było Serce.
Alfred Tomatis zauważył, że słyszenie nie jest jednoznaczne ze słuchaniem. Słyszenie jest procesem biernym natomiast słuchanie – aktywnym.
Prawdopodobnie dlatego zazwyczaj słuchamy ale nie słyszymy. O ile słyszenie jest funkcją, która zależy od stanu narządu słuchu, słuchanie jest umiejętnością, która rozwija się przez całe życie człowieka. Aby połączyć jedno z drugim, jak się okazuje, trzeba się nieźle napracować. Żadna praca, gdy się w nią angażujemy, nie należy do łatwych. Praca nad sobą w szczególności.
Główną przeszkodą do sprawnego porozumiewania się jest brak umiejętności słuchania. Co można zrobić, by nauczyć się lepiej słuchać?
Pisząc "słuchanie" nie mam na myśli pasywnej czynności, jaką jest na przykład oglądanie telewizji czy słuchanie radia. Chodzi mi o rozmowę, w której zależy nam na zrozumieniu naszego rozmówcy. Mniej ważne w takiej rozmowie jest wyrażenie swoich poglądów, a ważniejsze budowanie wspólnego porozumienia na fundamencie słuchania. Jeżeli celem rozmowy jest nakłonienie rozmówcy do przyjęcia naszego poglądu lub zmiany jego postępowania, to często żadne słowa nie są w stanie pomóc - mówieniem nie zmienimy ludzi. W takiej sytuacji otwarcie się na drugą osobę, przyjęcie jej poglądów, wysłuchanie jej do końca daje niezbędny grunt do uruchomienia przekazu w drugą stronę.
Co wobec tego zrobić?
Krok pierwszy i najważniejszy:
Na początek chcieć. Przygotować się wewnętrznie na modernizację mojego punktu widzenia. Wziąć pod uwagę ubogacenie mojego stanowiska w danej sprawie o spostrzeżenia, a nawet uwagi drugiej osoby. Dopiero wtedy rozpoczyna się dialog. W przeciwnym razie jest to jedynie bitwa na głosy.
Oglądając przebieg debat telewizyjnych można zauważyć, że one prawie nigdy nie mają na celu zrozumienia drugiej osoby ani uzyskania pomiędzy nimi porozumienia. Ich cel jest zupełnie inny - odbywają się przed „widownią”, przypominając gladiatora na arenie starożytnego Rzymu i mają udowodnić, że jest się lepszym, „mądrzejszym” cokolwiek niż rozmówca. Często wzorzec taki jest przenoszony na codzienne rozmowy, bez refleksji, że zwykle w codziennym życiu ten akurat cel jest wręcz niepożądany, gdyż powoduje narastanie niechęci pomiędzy rozmówcami.
Aby uniknąć tego błędu, warto się powstrzymać przed ciągłym kwestionowaniem opinii drugiej strony, nawet jeśli nie ma racji. Zwykle nie jest ważne, kto z nas ma rację.
Ważne, czy udowodnienie tych racji przybliży nas do celu rozmowy.
Słuchanie jest psychologicznie trudne. Wymaga otwarcia na drugiego człowieka, przyjęcie jego poglądów, emocji, uczuć. Wymaga chwilowego odłożenia swoich racji na bok.
Powstrzymania się od krytykowania, wygłaszania swojego zdania, nawet korygowania wypowiedzi ewidentnie fałszywych czy krzywdzących (według nas). Do tego wszystkiego potrzebny jest szacunek dla rozmówcy oraz głębokie poczucie własnej wartości.
Wielu z nas nie ma okazji nauczyć się tego w domu. W szkole od uczniów wymagana jest zdolność wyrażania ustnego lub pisemnego swojej wiedzy, rzadziej przemyśleń, nie ma natomiast okazji do ćwiczenia słuchania innych osób (poza słuchaniem nauczyciela, co jednak nie jest w ogóle rozmową). O wzorcach płynących z telewizji już wspominałem. Szansą na poprawę umiejętności słuchania jest ćwiczenie na co dzień. W pracy, w domu, z przyjaciółmi, dziećmi, współpracownikami, klientami, później ze współmałżonkiem.
Warto podjąć świadomy wysiłek do usprawnienia tej umiejętności. Ułatwi nam i naszym bliskim życie, a ponadto może się ona stać naszym dużym atutem w społeczeństwie, w którym większość ludzi słuchać nie umie.
Krok drugi uzależniony jest od pierwszego ale do obu potrzebna jest cierpliwość i czas, by się nauczyć chodzić…
Zdrowie nie zawsze oznacza to, czego dotyczy. Być zdrowym w dzisiejszym rozumieniu przeciętnego obywatela oznacza brak choroby. To prawda ale nie całkowita. Człowiek reagując na ból zarówno fizyczny jak i psychiczny, potwierdza zależność pomiędzy ciałem a duchem (w języku psychologii: soma i psyche). Ale obecnie nie będziemy skupiali się wyłącznie na objaśnianiu pojęć językowych. Zatem o naszej egzystencji współdecyduje ciało i duch.
Jeżeli mamy przysłowiowego „doła”, trudno wtedy mówić o dobrym samopoczuciu. Tak samo jest w momencie np. bólu zęba. Te dwie rzeczy stanowią o dobrym zdrowiu. „W zdrowym ciele zdrowy duch”, jak mówi przysłowie, choć naprawdę jest odwrotnie. To ze złych emocji organizm potrafi wydzielać więcej żółci (zgaga), spowodować przyspieszone bicie serca ( arytmia), czy bóle głowy. Oczywiście, istnieją również przyczyny typowo somatyczne ale gdyby przyjrzeć się początkom ich powstawania, w dużej mierze leżą one po stronie emocji, czyli słabego („chorego”) ducha.
Kiedy przychodzi czas leczenia, pragniemy raczej wtedy zajmować się ciałem, jego somatycznymi dolegliwościami aniżeli stanem ducha. Cóż za sprzeczności. Pragniemy by leczono nas przyczynowo, a kiedy do tego dochodzi, żądamy wyłącznie leczenia objawowego. Przykład: Przychodzi chory do lekarza… Co pani/panu dokucza?
Eliminując poprzez badania medyczne wszelkie choroby somatyczne dochodzimy bezpośrednio do człowieka, do jego wnętrza-emocji. Tak więc lekarz pyta:
No właśnie. Pragniemy leczyć własne oczekiwania zamiast źródła nękających dolegliwości. Ta droga zaprowadzi nas jedynie wokół własnej osoby i skończymy w punkcie wyjścia. To bardzo częste wydarzenie podczas większości terapii. Przychodząc do lekarza np. z bólem kolan, czy podwyższonym cholesterolem uważamy, że powinien zajmować się on jedynie tym, z czym do niego przychodzimy, ponieważ wg nas to jest najważniejsze. Pozwalamy na leczenie przyczynowe tylko pod warunkiem, że nie będzie ono dotyczyło naszego życia, postępowania czy sumienia.
Tak, właśnie sumienia. I nie mam tu na myśli jego oceny lecz właściwe rozeznanie(przez osoby do tego powołane) i ewentualną pomoc w przemianie. „Przecież to jest indywidualna sprawa każdego człowieka”-mówimy. Teoretycznie tak. Do czasu, w którym nie potrzebujemy leczenia przyczynowego i pragniemy likwidować jedynie objawy, stając się tym samym dożywotnim źródłem dochodowym na drodze do zdrowia.
Tata pyta pięcioletniego Aleksandra:
- Co ci się najbardziej podoba u tatusia? Aleksander po chwili zastanowienia, odpowiada:
- Mama.
Pamiętajmy, że dzieci będą nas tak postrzegać, w jaki sposób postrzegamy siebie. Będą w taki sposób wzrastać w jaki wzrasta nasza miłość. Będą tak długo zdrowe, jak zdrowe są relacje między rodzicami.
W relacji z drugim człowiekiem nie da się uniknąć kłótni i drobnych sprzeczek. Nie da się przed nimi ustrzec, ale tak naprawdę: nie warto. Sprzeczki wcale nie muszą oznaczać niczego złego. Mogą być dowodem na to, że ludziom na sobie zależy, potrafią i chcą wyrażać swoje zdanie oraz emocje, jakie im towarzyszą. Kłótnie są nam potrzebne, abyśmy mogli wytwarzać z innymi trwałe, zdrowe relacje. Jest jednak jeden warunek: kłócić trzeba się mądrze. Brzmi niewiarygodnie? A jednak to ważna i dobra rada. Jak kłócić się, aby nikogo nie ranić i obrażać? Jest na to kilka sprawdzonych sposobów.
Do powstania sporu lub kłótni prowadzą najczęściej negatywne emocje, czyli takie stany emocjonalne, jak gniew, złość, zdenerwowanie, rozdrażnienie. To bardzo ludzkie i z pewnością nieobce każdemu z nas uczucia. Mamy z nimi do czynienia na co dzień: gdy ucieknie nam autobus, zepsuje się samochód, ubrudzi się ulubiona sukienka, szef nas skrytykuje, kolega obrazi, mąż nie włączy prania, żona nie uprasuje koszuli, teściowa zacznie pouczać. Wielu z nas tłumi w sobie te negatywne odczucia, nie daje po sobie poznać, że coś nas zdenerwowało, wyprowadziło z równowagi. Według psychologów to błąd. Nie wolno tłumić w sobie negatywnych emocji − to niszczy nasze zdrowie i może prowadzić do wielu zaburzeń, takich jak nerwice, załamania nerwowe czy depresja. Częstym skutkiem tłumienia złości czy gniewu są także objawy somatyczne: wrzody, zawał serca czy nadciśnienie.
Powiedzenie, że złość piękności szkodzi to mit! Piękności i zdrowiu najbardziej szkodzi ukrywanie tej złości, tłumienie jej w sobie i niedanie jej upustu. Jak można pozbyć się negatywnych emocji? Bardzo oczyszczająca dla psychiki ludzkiej jest właśnie kłótnia. Nie jest to oczywiście jedyne wyjście, ale wiadomo, że drobne sprzeczki są w naszym życiu na porządku dziennym. Złościmy się, krzyczymy, rzucamy przedmiotami. Warto jednak poznać kilka zasad zdrowych kłótni, takich, które nikomu nie wyrządzą krzywdy, a przyczynią się do polepszenia naszego samopoczucia i oczyszczenia naszego umysłu z negatywnych emocji.
Jak umiejętnie się kłócić?
Nie pozwól na nagromadzenie złości! Długo skrywana w sobie złość wybucha nagle, zupełnie niespodziewanie. Powinniśmy oczywiście panować nad swoimi nerwami i nie krzyczeć co chwilę, ale długotrwałe tłumienie frustracji powoduje jedynie jej narastanie. Gdy od razu uwolnimy się od negatywnych uczuć, w czasie kłótni będziemy mówić tylko o danej sytuacji, a nie przywoływać wszystkie podobne. Jeśli ktoś po raz kolejny nie przyszedł na spotkanie, nie krzyczmy: „Znowu cię nie było!”, powiedzmy lepiej: „Ostatnio często odwołujesz spotkania. Czy dzieje się coś, o czym chciałbyś/chciałabyś porozmawiać?”. Damy drugiej osobie do zrozumienia, że nam zależy, że interesuje nas jej los.
Nie oceniaj! Oceny sprawiają, że druga osoba odbiera nasze słowa jako atak na nią samą. Lepiej skupmy się na sednie sprawy. Mówmy otwarcie, jakie uczucia wywołują w nas określone sprawy, jak się czujemy. Nazywajmy dokładnie te emocje! To oczyści atmosferę i sprawi, że druga osoba będzie wiedziała, co czujemy. Zamiast mówić: „Jesteś nieodpowiedzialny! Znów mnie zignorowałeś i nie przyszedłeś!”, powiedzmy: „Jest mi przykro, że nie pojawiłeś się o szóstej przed kinem. Czekałam na siebie i czułam się zapomniana. Proszę cię, uprzedzaj mnie wcześniej, jeśli wiesz, że nie będziesz mógł przyjść”. Druga osoba dowie się, co czuliśmy, dlaczego jesteśmy na nią źli i co ma zrobić, aby takie sytuacje się nie powtórzyły.
Zachowajmy zdrowy rozsądek! W czasie kłótni nie zachowujmy się jak w amoku. Wysuwajmy logiczne argumenty, brońmy się, ale rozważnie i mądrze. Nie podnośmy głosu, jeśli nie jest to konieczne. Mówmy stanowczo, ale spokojnie. Nie dajmy się ponieść złości i jeśli to konieczne: wyjdźmy na chwilę z pokoju, dajmy sobie kilka minut na ochłonięcie. Pozwól się wypowiedzieć! Nie pozwólmy, aby nasza kłótnia przerodziła się w monolog. To interakcja, w której uczestniczy ktoś jeszcze: nasz rozmówca. Szanujmy go i pozwólmy jemu również się wypowiedzieć. Nie krzyczmy: „Ty i tak nie masz tu nic do powiedzenia!”. Lepiej zaproponujmy: „Powiedz mi, dlaczego nie zrobiłeś prania, tak jak cię o to prosiłam dziś rano?
Słowa wypowiedziane w gniewie bolą bardziej niż czyny. „Jesteś beznadziejna!”, „Nienawidzę cię!”, „Nie chcę cię więcej widzieć!” – takie zdania nie są byle jakimi zwrotami: mają wielką moc, sprawiają ogromny ból i nie da się ich cofnąć. Na zawsze pozostaną w naszej pamięci, trudno będzie je wymazać, zapomnieć o nich. Dlatego właśnie tak ważna jest konstruktywna kłótnia, która pomaga, a nie obraża i rani. Pamiętajmy: kłótnia ma być rozwiązaniem konfliktu, a nie jego początkiem! Kłóćmy się z głową, a zawsze dojdziemy do porozumienia.
Wykorzystano artykuł M.Kornaś z portalu parenting.pl
Aktualne artykuły dotyczą zdrowych relacji, które rzutują na jakość życia, a co za tym idzie przekładają się bezpośrednio na zdrowie. Wykorzystuję w nich wypowiedzi i przemyślenia ludzi, którzy wg mnie mają coś mądrego do przekazania.
CZAS TO LUDOŻERCA
Czas to ludożerca, nie próżnuje. Codziennie dostrzegam jak kruche jest życie ludzkie, jak szybko można je utracić. Refleksja nad życiem (jeżeli w ogóle taka się pojawia)powoduje, że szukamy najlepszych rozwiązań dla ocalenia siebie i rodziny. Gdy mija kolejny rok, mawiamy wtedy „Jak ten czas szybko mija – a to my mijamy…” (cyt.S.Jachowicz). Niechętnie przyznajemy się do tego, lecz gdybyśmy chcieli zauważyć tą prawdę, nasze życiowe decyzje z pewnością wyglądałyby inaczej.
Pieniądze.
Dają byt i odbierają życie. Gnamy za nimi, bo takie czasy, bo wszystko kosztuje. Kiedy już je mamy często czujemy się najbiedniejsi. Dlaczego? Pęd ku karierze, ciągły pośpiech zabierają nam czas dla dzieci, cenne chwile tylko we dwoje (bez telefonu komórkowego), rodziną…
Życie w biegu dodatkowo budzi w nas gniew. Jesteśmy rozdrażnieni, w domu wyładowujemy swoje emocje na bliskich. Jak to zmienić? Nie można przecież zrezygnować z pracy. Warto jednak trochę zwolnić. Przeczytać dziecku jedną bajkę więcej, o 10 minut przedłużyć wspólny posiłek, przysiąść na chwilę z rodziną, pobyć z drugą osobą. To momenty, krótkie chwile ale jakże cenne…
Czy faktycznie dom wymaga ciągłego pucowania i „dopieszczania” najmniejszych szczegółów? Zamiast przesiadywać ciągle w kuchni czy biegać ze szmatką, notorycznie coś pucując albo siedzieć przed telewizorem, warto wyjść z dzieckiem na spacer, z żoną, mężem iść do kina, kawiarni, zagrać w coś, najzwyczajniej w świecie się pobawić, dosłownie! Dorosły to też dziecko, tylko trochę starsze Wszędzie, w każdej możliwej rzeczy powinno się szukać tego straconego czasu, możliwości bycia ze sobą
Telewizja i Internet
To złodzieje. Kradną nam nawet 4 godziny dziennie! Jeśli nie więcej. Zastanówmy się jakie programy naprawdę chcemy oglądać. Jakie emocje w nas wyzwalają, a jakie kumulują. Wiadomości: Czym nas karmią, potencjalnym dobrem czy złością ukierunkowaną na drugiego człowieka? Stajesz się tym co jesz – mówi jedno z przysłów kulinarnych. Czy naprawdę potrzebujemy relaksu przed małym ekranem? Czy musimy czytać na www plotki o gwiazdach bądź odwiedzać portale społecznościowe, gdy nasze znudzone dziecko siedzi w swoim pokoju i przekłada zabawki albo snuje się po domu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić?
Supermarkety
Miejsca weekendowych pielgrzymek dla całych rodzin. Tylko po co te spacery po centrach handlowych? Żeby pooglądać wystawy? Żeby odreagować? No właśnie. Jeżeli ciągle uciekasz od siebie, brakuje ci relacji i ciepła w związku czy rodzinie wtedy szukasz zagłuszenia swojej bezradności i żalu w marketach, Internecie, nadmiernych obowiązkach lub w alkoholu.
Nie długość lecz sztuka życia jest ważna. To, w jaki sposób zagospodarujemy uciekający czas, zależy tylko od nas. Jest wiele chwil, które mają miejsce tylko raz w życiu. Czy telewizja, Internet, supermarkety, a nawet nasza kariera i notoryczne poprawianie wyglądu własnego lub domu/mieszkania są godne, by te momenty przeoczyć?
Ludzie zawsze myślą na odwrót: Spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.
Wykorzystano materiały ze strony parenting.pl , artykuł E.NIestrawskiej-Mazur i tekst Paulo Coelho
Dlaczego trzeba dbać o miłość? Wytłumaczyć to można naukowo, za pomocą zjawiska habituacji. Habituacja polega na przyzwyczajeniu się do bodźca, na działanie którego jesteśmy nieustannie wystawiani. To uzasadnia spadek zainteresowania ciałem partnera, którego mamy na co dzień. Jak zaskoczyć męża/żonę po 25. latach małżeństwa? Przecież zna nasze ciało na pamięć! Poza tym poziom wzajemnego zauroczenia osiągnął apogeum w narzeczeństwie, zatem już tylko może ulec redukcji. Sympatia stopniowo gaśnie, a jej miejsce zajmują kłótnie, rozczarowania i brak czasu. Partnerom przestaje się chcieć walczyć o siebie i niejednokrotnie decydują się na łatwe rozwiązanie – rozwód. Jak uniknąć widma rozstania i bezustannie dawać dowody, że partner jest dla nas ważny?
Zmień sposób myślenia! Wszystko zaczyna się w głowie. Jeżeli wchodzisz w relację z przeświadczeniem, że jakby coś się nie układało, to zawsze można odejść, uprawdopodabniasz wizję rozwodu. Kiedy człowiekowi naprawdę na czymś zależy, znajduje w sobie wewnętrzną siłę i motywację, by walczyć z przeciwnościami losu, iść na ustępstwa i znosić niewygody. Wzmacniaj intymność! Zaskakuj partnera w łóżku. Nie szczędźcie sobie czułych gestów i komplementów oraz zapewnień o miłości. Rozbudzajcie w sobie apetyt na seks. Starajcie się odkrywać codziennie wewnętrzne piękno partnera. Nawet małżonkowie z kilkuletnim stażem mogą się sobą ponownie zachwycić, umówić na randkę i przeżyć płomienny romans. Po co szukać radości w ramionach obcych osób?
Wybór partnera życiowego to dopiero połowa sukcesu. Od momentu zawarcia związku małżeńskiego trzeba bezustannie pracować, by miłość nie wygasła. Istnieje jednak dziwna prawidłowość, że wraz z faktem „usidlenia drugiej połowy”, znika motywacja do tego, by się podobać partnerowi. W okresie zalotów kobiety stosują diety odchudzające, wybierają najlepsze ubrania i kosmetyki, mężczyźni natomiast ćwiczą na siłowni i chwalą się sukcesami zawodowymi. Wszystko po to, by zrobić dobre wrażenie na obiekcie swoich westchnień. Małżeństwo, przypieczętowujące niejako związek, powoduje, że znaczny procent ludzi rezygnuje ze starań, by być atrakcyjnym dla partnera. Kobieta chodzi po mieszkaniu w powyciąganym swetrze, a z muskularnej sylwetki faceta pozostał jedynie „mięsień piwny”.
Jeżeli chcemy być zadowoleni z jakości swojego związku, musimy o niego dbać, dołożyć osobistych starań, by podgrzewać temperaturę wzajemnej fascynacji. Mimo 15,20,30 lat wspólnie spędzonych, można pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Dlaczego nie kupisz seksownej bielizny, by wodzić na pokuszenie w sypialni własnego męża? Dlaczego snujesz wizje zdrady, zamiast namówić żonę na niezapomniany seks w domu, nad jeziorem, z dala od rodziny i codziennych obowiązków? A może razem zdecydujecie się na bliskość trzymając dłoń partnera w swojej dłoni podczas spacerów? Oczywiście związek dwojga ludzi to nie tylko sfera intymna. Psychologowie zwracają uwagę, że na jakość relacji małżeńskiej wpływa subiektywne poczucie zadowolenia z różnych sfer funkcjonowania rodziny.
Pracuj nad komunikacją! Partnerzy nie umieją ze sobą rozmawiać, co prowadzi do nieporozumień. Zamiast dyskutować, krzyczą na siebie, używają aluzji, haseł, wyzwisk. Dodatkowo generalizują, stosując słowa typu: „Bo ty zawsze…”, „Bo ty nigdy…”. Kobiety natomiast wymagają, by partner domyślił się ich potrzeb, nie werbalizując swoich oczekiwań wprost. Małżonkowie nie mówią też o swoich emocjach i nie potrafią słuchać partnera. Podczas konfliktów nie pozwalają dojść do głosu drugiej stronie, monopolizując konflikt. To wszystko prowadzi do spadku zadowolenia z relacji. Pielęgnuj szacunek i tolerancję! Mimo iż tworzycie małżeństwo, nadal jesteście odrębnymi jednostkami, z własnymi zainteresowaniami, marzeniami, planami i wartościami. Nie narzucaj swojego zdania partnerowi. Mówcie otwarcie o swoich uczuciach i dawajcie sobie prawo do odmiennych poglądów, które spróbujecie razem pogodzić w konstruktywnej dyskusji i walce na argumenty, a nie na pięści.
Znajdźcie wspólne hobby! Wspólne przedsięwzięcia i realizacja wspólnych marzeń mocno do siebie zbliża. Wysiłki na rzecz budowy domu albo po prostu kurs tańca to dobre sposoby, by ciągle żyć w przekonaniu, że z tym człowiekiem nie da się nudzić.
Zapewniajmy o swojej pomocy! Kiedy dopadnie nas grypa albo złamiemy nogę, warto mieć u boku bliską osobę, która wesprze i przejmie część obowiązków. Trudne chwile to sprawdzian dla jakości niejednego związku, ale też okazja do wyrażenia swojego uczucia.
Prezenty bez okazji! Drobny upominek, kwiaty albo chociażby czuły SMS stanowią alternatywę dla monotonii w związku. Któż z nas nie lubi czuć, że jest kochany i dostawać prezentów? Chyba nie ma takiej osoby. Jak stworzyć szczęśliwy związek? Nie ma złotej recepty. Ile małżeństw, tyle strategii działania. Nie wystarczy jedynie chcieć być szczęśliwym, ale trzeba na to szczęście systematycznie pracować. Uśmiech zamiast gderliwej miny, czuły gest zamiast manifestacji niezadowolenia, szczera rozmowa zamiast awantury, wspólny spacer po parku, wycieczka rowerowa, śniadanie do łóżka to tylko niektóre z pomysłów, jak dbać o związek. Przede wszystkim poświęcajcie sobie czas!
Wykorzystano artykuł psycholog K.Krocz na portalu parenting.pl
Okres przedświąteczny jest „chwilą” oczekiwania na Boże narodzenie. W czasach kiedy zdejmuje się Krzyże ze ścian, gdzie szeroko pojęta wolność wywraca do góry nogami prawa Dekalogu - w marketach, na ulicach, a niedługo w domach - przystraja się choinki, symbol świąt BOŻEGO NARODZENIA! Ile przewrotności. Dziwimy się, że natura zmienia swoją dotychczasową postać: w lecie mamy jesień, podczas jesieni jest odczuwalna wiosna, a zimą niedługo będziemy oglądać śnieg jedynie w zamrażarkach.
Niepokoją nas zmiany klimatyczne ale to, że w sklepach już od końca listopada biegają mikołaje jest czymś naturalnym. Oczekujemy „gwiazdki z nieba”, zamiast Tego, kogo trzeba.
Myśl wyrachowana Franciszka Kucharczaka:
Kto nie czeka na Chrystusa, nie ma na co czekać.
Już niedługo na naszej stronie internetowej powstanie sklep z produktami, które posiadamy w swojej ofercie. Codziennie dokładamy wszelkich starań by proponowana oferta była jak najtańszą nie ujmując na jakości. Dotychczas zdobyliśmy dla Panstwa produkty, których praktycznie nie spotka się już w sklepach zielarsko medycznych, np.: Balsam kapucyński, który doskonale wspomaga układ odpornościowy szczególnie w sytuacjach szalejących wirusów grypowych (łącznie z grypą jelitową!), naturalne słodycze z Sanktuarium Leśniowskiego, czy materace gorczycowe z tegorocznych zbiorów gorczycy. Nie każdy wie o tym, że gorczyca swoje najlepsze działanie ma przez pierwsze dwa lata, później nadaje się do wymiany. W naszym sklepie mamy materace zawsze ze świeżej, tegorocznej gorczycy z gwarancją producenta. Cena materacy na rynku polskim bardziej dotyczy marży sprzedawcy niż wartości zakupu samej gorczycy. Dlatego u nas cena będzie zawsze atrakcyjną w stosunku do innych, nie ujmując – powtarzam - na jakości wyrobu!
dł. materaca to 165 cmPonadto w sprzedaży mamy ponad 280 rodzajów ziół, nalewki ziołowe, balsamy, naturalne soki, polskie miody itp. Pragniemy w naszym sklepie podtrzymywać ludowe tradycje zielarskie, kładąc nacisk głównie na produkty pochodzące z natury. Co prawda u nas nie kupisz pyralginy ale kupisz kwiat lipy, który działa napotnie. Dodając miodu ma zastosowanie przeciwprzeziębieniowe.
Nie kupisz u nas być może Nurofenu ale dostaniesz propolis, którego działanie antyzapalne i przeciwbólowe potwierdzają stare receptury zielarskie. To u nas możesz skorzystać z porady zielarza - nie bioenergoterapeuty, nie magika ale człowieka, który swoją wiedzę opiera na wielowiekowych tradycjach.
Być może nie dostaniesz u nas tego, czego szukasz ale znajdziesz na pewno to, czego potrzebujesz.
Zobacz produkty w zakładce - Nasz sklep