Zwane inaczej „bólami krzyża”. Występują często u osób, które chcą brać na siebie odpowiedzialność za innych i czują się odpowiedzialne za ich szczęście lub nieszczęście. Biorą na siebie więcej niż są w stanie udźwignąć.
Dobra rada: Jeżeli chcesz wspierać innych, rób to z miłości, a nie z przekonania, że to twój obowiązek.
Każda choroba fizyczna to powód, by zastanowić się nad relacjami z otaczającymi nas ludźmi i z sobą. Można ją nazwać wołaniem duszy o pomoc. Gdybyśmy tak dbali o własne zdrowie jak dbamy o swoje samochody, większość lekarzy nie miałaby pracy. Sądzę, że nie mieliby jej także wtedy, gdyby każdy z nas nauczył się rozumieć własne ciało i uwzględniał w codziennym postępowaniu jego sugestie. Ścisły związek pomiędzy emocjami, a narządami wewnętrznymi opisują też „ludowe mądrości”. Widać to najwyraźniej w obiegowych określeniach, jakimi obdarzamy ludzi o specyficznych cechach charakteru, np.: Do nienawidzącego świata nerwusa mówimy: „uważaj, żeby cię nie pokręciło” - stąd można wnioskować skąd bierze się np. sztywność mięśni np. karku. Złośnika za to pytamy: „co ci leży na wątrobie?”, a określenie „ile krwi mi napsułeś” wskazuje na zaburzone relacje między ludźmi. Wszystkie te „powiedzenia” pokazują nam emocje i ich konsekwencje.
Warto poznać dokładniej owe sprzężenia „emocja – narząd”, bo są to sprzężenia zwrotne. Nagłe sytuacje stresowe lub niewłaściwy sposób życia może znamionować rozwijającą się chorobę narządową, ale wiedzieć też trzeba , że poprzez odpowiednie postępowanie możemy ów narząd uzdrowić - przywrócić mu stan równowagi. Dopiero w takim przypadku istnieje pełna współpraca pomiędzy ciałem i duszą.
Dlatego tak istotne jest by w leczeniu zwracać uwagę nie tylko na dolegliwości ale również na stan ducha i postępowanie.
A jak jest w „realu” ? Ano tak, że kiedy stawia się wymagania choremu, który jeszcze może i powinien coś z sobą robić, wtedy taki człowiek wie lepiej co mu jest i dlaczego. Nie zgadzając się z terapeutą szuka innego lekarza – takiego, który będzie leczył oczekiwania zamiast choroby.
„Leczyłem tysiące ludzi. Wśród moich pacjentów nie było ani jednego, którego problem nie sprowadzałby się ostatecznie do znalezienia właściwego religijnego poglądu na świat. Twierdzę, że każdy z nich wróciłby do zdrowia, gdyby odzyskał wiarę”.
Antoine de Saint-Exupery „Maly Książę”
Często najpiękniejsza róża rośnie najbliżej, ale równie często obok znajduje się i baran...Przyczyny bólu mogą być najróżniejsze: uraz kolana, wady jego budowy czy też uszkodzenia związane z chorobą, np. z martwicą chrzęstno-kostną, uszkodzoną łękotką co może się objawiać płynem w kolanie. Jednak to nie one są przyczyną kłopotów.
Problemy z kolanami zaczynają się dużo wcześniej tylko, że wtedy nie dają jeszcze objawu w miejscu „przeznaczenia”. Zazwyczaj aby doszło do ostrego, przewlekłego bólu muszą się zejść przynajmniej dwa czynniki: Nie doleczone infekcje (przeziębienia) oraz nie zawsze właściwe relacje z otoczeniem. Te pierwsze swój początek mają w bólach głowy, zwłaszcza o podłożu zatokowym ze szczególnym wskazaniem na przeciągi. Konsekwencją tego są kolana-choć ból w takich sytuacjach zazwyczaj jest intensywny ale ustępujący. Gorzej kiedy doskwiera ból tępy czasami ostry i przewlekły. Wówczas należy przyjrzeć się życiu,dokładniej mówiąc-postępowaniu. Brak umiejętności wybaczania, stare urazy psychiczne, niewłaściwy sposób ich rozwiązywania, upartość, a wręcz „skostniała zatwardziałość” do tego stopnia, że trudno się ugiąć-zgiąć kolana (podobna historia dotyczy kręgosłupa). W takich sytuacjach zaczynamy od emocji. Przeanalizujmy z jaką sytuacją jest nam trudno się pogodzić, czego nie chcemy bądź nie potrafimy sami zmienić? Następnie rozpoczynamy próbę przemiany, podczas której może pojawiać się ból głowy ale tym razem nie w wyniku infekcji, tylko ze stresu. Jeżeli się powiedzie, ustąpi nie tylko ból kolan ale również jedna z głównych wad, która w konsekwencji mogła zatruwać nam i innym życie (zatoksyczniać organizm). Ostatnia faza to doleczenie przestarzałych infekcji ale musimy to uczynić po kolei. Jak to uczynić? Na stronie głównej po prawej stronie jest rubryka zatytułowana ”W Szkole Ojca Pio” - zostań jej uczniem. W razie trudności z radzeniem sobie z owymi „demonami przeszłości” sprawdź kto patronuje rubryce i odwiedź właściwe miejsce by uleczyć „niemożliwe”.
By zlikwidować powtarzające się bóle kolan korzystamy ze środków przeciwbólowych, które niszczą wątrobę, przyjmujemy tzw.blokady, które w konsekwencji również zbyt dużo dobrego nie wnoszą. Jeździmy po różnych „specjalistach”, by w konsekwencji skończyć na chirurgii. A może wreszcie zacząć „leczenie” od właściwej strony i mieć zdrowe nie tylko kolana?
P.S. Kiedy w gabinecie zaproponowałem jednej z osób spotkanie z kapłanem, odpowiedziała mi, że jest osobą niewierzącą. - Nie uważam aby to w czymś przeszkadzało. Nie trzeba być katolikiem by porozmawiać z katolickim księdzem czy zakonnikiem. Należy natomiast mieć dobrą wolę. Zostają jeszcze osoby „innej” wiary. Wiem, że i z nimi kapłani są gotowi rozmawiać w założeniu, że i oni wykażą się tym samym.
Żywność łatwa i szybka w przygotowaniu (kuchenka mikrofalowa) w odróżnieniu od dań gotowanych na ogniu, to zupełnie "puste kalorie". Podobnie jest z fast food-ami. Żywność tego typu najczęściej zawiera dużo soli, cukru i tłuszczu, a także konserwantów i sztucznych barwników. Typowy „zapychacz” to np.: chipsy, popcorn, chrupki, frytki, cola.
Unikajmy ich spożywania, gdyż odżywianie się tego typu pokarmem niesie ze sobą poważne konsekwencje. Paradoksalnie tyjemy podczas, gdy nasz organizm jest niedożywiony i nie funkcjonuje prawidłowo (wzrasta poziom złego cholesterolu, obniżona zostaje nasza odporność, zwiększone zostaje prawdopodobieństwo pojawienia się chorób nowotworowych). Podczas smażenia frytek, czy chipsów w oleju w wysokich temperaturach wytwarza się aktylamid, który nie dość, że jest rakotwórczy, to jeszcze źle wpływa na płodność u mężczyzn, a także jest niebezpieczny dla płodu.
Ważne jest więc, by kobiety planujące ciążę lub spodziewające się dziecka wystrzegały się niezdrowych fast foodów. Ograniczenie do minimum tego typu produktów przez każdego z nas z pewnością wyjdzie nam na zdrowie.
Są osoby, które zniechęcają się do terapii ziołowej w momencie, kiedy jakaś dolegliwość długo nie ustępuje, będąc dość uciążliwą. Otóż często objaw choroby jest bardzo odległy od jej przyczyny i dlatego tak się dzieje. Chorobę należy wyprowadzać zgodnie z procesem, regułą terapeutyczną. Jeżeli w przeszłości było dużo tzw „przechodzonych” przeziębień, należy najpierw je doleczyć, wtedy dopiero możemy mówić o ustąpieniu bólu kolan, ramion czy innej dolegliwości. W gabinecie są również takie sytuacje, gdzie jakaś osoba słyszy ode mnie, aby zmienić pewne dotychczasowe nawyki, sposób bycia lub życia. Wtedy zazwyczaj odchodzą mówiąc: „zioła mi nie pomagają”,że „to nic nie daje”, a czasami nawet że gorzej się czują. Zioła nie zmienią ludzkich zachowań ale owe zachowania mają duży wpływ na ludzkie życie i mogą je zamienić w niekończące się dolegliwości. Pewnego razu przyszedł do mnie człowiek, który cierpiał na notoryczne zaparcia. Nic mu,jak mówił, nie pomaga. Kiedy zapytałem czy lubi w domu gromadzić stare rzeczy w myśl „a może się kiedyś przyda”, odpowiedział, że lubi mieć wszystko „pod ręką” i od nikogo nie być zależnym. Zapytałem więc, jak radzi sobie z wybaczaniem? Odpowiedział, że nie gniewa się na nikogo, ale ma żal do syna, który go denerwuje od 20 lat, nie rozmawia z synową ale to ich wina. Powtarzał jeszcze kilka razy, że się na nich nie gniewa. Spójrzcie jakie sprzeczności, ile „nagromadzeń”. Są też osoby, które noszą niewypowiedziany żal np. do rodziców, ale to jeszcze inna historia i dodatkowa dolegliwość...Może jeszcze jeden przykład: Pewna mama mówi, że jej siedmioletnie dziecko cały czas kaszle, a lekarz podejrzewa astmę mimo, iż wyniki medyczne tego nie potwierdzają. Kiedy zapytałem ją o relację pomiędzy nią, a swoim mężem, powiedziała, że są normalne, jak w każdym małżeństwie. Ale w trakcie rozmowy okazało się,że relacje między nimi są-delikatnie mówiąc-”nie najlepsze”. Wieczna pretensja, wspólne obarczanie się winą... Brak miłości między rodzicami na pewno nie zapewni poczucia bezpieczeństwa swoim dzieciom, a co za tym idzie-zdrowia. Można się czasami „dusić” taką atmosferą. I kiedy mówimy w gabinecie by przyjechał mąż, że należałoby porozmawiać z obojgiem rodziców, wtedy okazuje się, że lepiej i łatwiej jest podać dziecku leki wziewne niż naprawić stosunki między sobą... Są przypadki, że przyjeżdżają oboje, ale kiedy w skrajnych przypadkach proponowana im jest najpierw psychoterapia, ich wspólna wizyta w gabinecie jest pierwszą i ostatnią - „w XXI wieku wierzysz zielarzowi?!”, „ I co, pije i pije te zioła, i nic nie pomaga!”. Ale czy naprawdę nie pomaga? Dziecku minęły stany podgorączkowe, w nocy przestało mieć duszności, minął ból brzucha ale kaszel nie ustąpił. Rodzice dostrzegali tylko to ostatnie. Kaszel nie ustąpił, więc nie ma sensu dalej pić ziół. O jaka szkoda... Nie tego, że dziecko nie będzie piło mieszanek ziołowych ale tego, że rodzice nie chcieli zrozumieć...-Bo przecież inni też się kłócą... tylko, że wasze dziecko jest bardziej wrażliwe od innych. Ale tego już nie słyszeli...A może nie chcieli słyszeć? Ile razy w życiu spotykamy się z takimi lub podobnymi historiami? Ile razy łatwiej nam wymagać od kogoś zamiast zacząć od siebie? Dawno temu ks. Twardowski w swoim wierszu napisał:
„Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” - ale kto dziś jeszcze słucha...dziś wszyscy mówią, tak dużo mówią, że już nie mają czasu posłuchać.
I znowu pytania: kiedy i jak pić zioła, czy zioła mogą kolidować z dotychczasowym leczeniem. By terapia przebiegała w sposób właściwy, musimy ściśle stosować się do zaleceń. Gdy dodatkowo rozpisana zostaje dieta, należy się do niej dostosować w 100%-tach. Tylko takie działania mogą przynieść w miarę szybkie i skuteczne działanie. Odnośnie jednoczesnego stosowania innych leków pisałem już o tym we wcześniejszym artykule pt.”Kiedy pić zioła”-zachęcam do przeczytania.
Są osoby, które zniechęcają się do terapii ziołowej w momencie, kiedy jakaś dolegliwość długo nie ustępuje, będąc dość uciążliwą. Otóż często objaw choroby nie ma nic wspólnego z przyczyną i dlatego tak się dzieje. Chorobę należy wyprowadzać zgodnie z procesem, regułą terapeutyczną. Jeżeli w przeszłości było dużo tzw „przechodzonych” przeziębień, należy najpierw je doleczyć, wtedy dopiero możemy mówić o ustąpieniu bólu kolan, ramion czy innej dolegliwości. W gabinecie są również takie sytuacje, gdzie jakaś osoba słyszy ode mnie, aby zmienić pewne dotychczasowe nawyki, sposób bycia lub życia. Wtedy zazwyczaj odchodzą mówiąc: „zioła mi nie pomagają”,że „to nic nie daje”, a czasami nawet że gorzej się czują. Zioła nie zmienią ludzkich zachowań ale owe zachowania mają duży wpływ na ludzkie życie i mogą je zamienić w niekończące się dolegliwości. Pewnego razu przyszedł do mnie człowiek, który cierpiał na notoryczne zaparcia. Nic mu,jak mówił, nie pomaga. Kiedy zapytałem czy lubi w domu gromadzić stare rzeczy w myśl „a może się kiedyś przyda”, odpowiedział, że lubi mieć wszystko „pod ręką” i od nikogo nie być zależnym. Zapytałem więc, jak radzi sobie z wybaczaniem?
Odpowiedział, że nie gniewa się na nikogo, ale ma żal do syna, który go denerwuje od 20 lat, nie rozmawia z synową ale to ich wina. Powtarzał jeszcze kilka razy, że się na nich nie gniewa. Spójrzcie jakie sprzeczności, ile „nagromadzeń”... Jeszcze jeden przykład: Pewna mama mówi, że jej siedmioletnie dziecko cały czas kaszle, a lekarz podejrzewa astmę mimo, iż wyniki medyczne tego nie potwierdzają. Kiedy zapytałem ją o relację pomiędzy nią, a swoim mężem, powiedziała, że są normalne, jak w każdym małżeństwie. Ale w trakcie rozmowy okazało się,że tatuś ze względu na pracę rzadko przebywa w domu, a jak już jest, to nie ma siły zająć się swoją córką, za to zajmuje się „ustawianiem” rodziny. Wieczna pretensja, wspólne obarczanie się winą... Brak miłości między rodzicami na pewno nie zapewni poczucia bezpieczeństwa swoim dzieciom, a co za tym idzie-zdrowia. Można się czasami „dusić” taką atmosferą. I kiedy mówimy w gabinecie by przyjechał mąż, że porozmawiamy...
Są przypadki, że przyjeżdżają oboje, ale pierwszy i ostatni raz. W. „ XXI wieku wierzysz zielarzowi?!”, „ I co, pije i pije te zioła, i nic nie pomaga!”. Ale czy naprawdę nie pomaga? Dziecku minęły stany podgorączkowe, w nocy przestało mieć duszności ale kaszel nie ustąpił. Rodzice dostrzegali tylko to ostatnie. Kaszel nie ustąpił więc nie ma sensu dalej pić ziół. O jaka szkoda... Nie tego, że dziecko nie będzie piło mieszanek ziołowych ale tego, że rodzice nie chcieli zrozumieć...-Bo przecież inni też się kłócą... tylko, że wasze dziecko jest bardziej wrażliwe od innych. Ale tego już nie słyszeli...A może nie chcieli słyszeć?
Ile razy w życiu spotykamy się z takimi lub podobnymi historiami? Ile razy łatwiej nam wymagać od kogoś zamiast zacząć od siebie? Dawno temu ks. Twardowski w swoim wierszu napisał: „Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” - ale kto dziś jeszcze słucha...