Wyświetlenie artykułów z etykietą: ale

czwartek, 15 lipiec 2010 23:42

Mały Książe

„Dawno, dawno temu...” - w taki sposób należałoby dzisiaj opowiadać o zdrowiu albo o związkach międzyludzkich. Pochylmy się nad tym drugim:
W swoim gabinecie coraz częściej spotykam bardzo zmęczonych ludzi. Są tak zabiegani, że nawet chwilowa „bezczynność” ich denerwuje. Nie mają czasu na rozmowę między sobą, za to mają czas na załatwianie interesów. Nie mają czasu na wspólny posiłek, za to mają czas na spotkania „biznesowe”(szczególnie przy piwie). Nie mają czasu dla siebie, ale chcą być zdrowi (i piękni). Coraz rzadziej potrafimy cieszyć się małymi rzeczami, coraz rzadziej doceniamy swoje i cudze życie...
Mały książę pragnął by pewien „dorosły” narysował mu baranka. Lecz pragnął aby ów dorosły znalazł dla niego czas i porozmawiał o ważnych rzeczach...

„- Jeżeli baranek zjada krzaki, to je także kwiaty? - zapytał Mały Książę
- Baranek je wszystko, co napotka – odpowiedziałem.
- Nawet kwiaty, które mają kolce?
- Tak, nawet kwiaty, które mają kolce.
- A więc do czego służą kolce?
Nie wiedziałem. Byłem w tym momencie zajęty luzowaniem zbyt ściągniętego sworznia mego motoru. Niepokoiłem się bardzo, ponieważ zacząłem rozumieć, że uszkodzenie jest poważne, a woda do picia kończy się. Myślałem o najgorszym.
- Do czego służą kolce?
Mały Książę nigdy nie rezygnował z postawionego raz pytania. Byłem zdenerwowany stanem mojej maszyny i odpowiedziałem byle co:
- Kolce nie służą do niczego. To tylko złośliwość kwiatów.
Mały Książę westchnął, a po chwili milczenia powiedział urażony:
- Nie wierzę ci. Kwiaty są słabe, są naiwne. One zabezpieczają się, jak mogą. Im się wydaje, że z kolcami są bardzo groźne.
Nie odpowiedziałem. Mówiłem sobie w tej chwili: "Jeżeli ten sworzeń nie puści, wybiję go młotkiem". Mały Książę przerwał moje myśli
- I ty sądzisz, że kwiaty...
- Ale nie, nic nie sądzę. Odpowiedziałem byle co. Zajmuję się poważnymi sprawami.
Popatrzył na mnie zdumiony.
- Poważnymi sprawami?
Widział mnie stojącego z młotkiem w ręku, z palcami czarnymi od smaru, schylonego nad przedmiotem, który wydawał mu się bardzo brzydki.
- Mówisz jak dorośli.
Zawstydziłem się. Ale on dodał bezlitośnie:
- Nie rozumiesz nic. Mieszasz wszystko.
Był naprawdę bardzo rozgniewany. Potrząsał złotymi lokami, rozsypującymi się na wietrze. - Znam planetę, na której mieszka pan o czerwonej twarzy. On nigdy nie wąchał kwiatów. Nigdy nie patrzył na gwiazdy. Nigdy nikogo nie kochał. Niczego w życiu nie robił poza rachunkami. I cały dzień powtarza tak jak ty: "Jestem człowiekiem poważnym, jestem człowiekiem poważnym". Nadyma się dumą. Ale to nie jest człowiek, to jest grzyb.
- Co?
- Grzyb!
Mały Książę był blady ze złości.
- Od milionów lat kwiaty mają kolce. Mimo to od milionów lat baranki jedzą kwiaty. A czy nie wydaje ci się godne wyjaśnienia, dlaczego kwiaty zadają sobie tyle trudu dla wytworzenia kolców, które nie służą do niczego? Czy wojna między kwiatami a barankami nie jest rzeczą poważną? Czy to nie jest ważniejsze niż rachunki grubego, czerwonego pana? Jeżeli ja znam jedyny kwiat, który nigdzie poza moją planetą nie istnieje, i jeżeli mały baranek może go któregoś ranka zniszczyć za jednym zamachem, nie zdając sobie sprawy z tego, co czyni, czyż nie ma to żadnego znaczenia?
Poczerwieniał. Po chwili mówił dalej:
- Jeśli ktoś kocha kwiat,który jest jedyny na milionach i milionach planet, to mu wystarcza do szczęścia patrzenie na gwiazdy i mówi sobie: "Gdzieś tam jest mój kwiat:. Lecz jeśli baranek zje kwiat, to tak jakby wszystkie gwiazdy zgasły. I to nie jest ważne?
Nie mógł mówić dłużej. Wybuchnął płaczem. Noc zapadła. Porzuciłem moje narzędzia. Kpiłem sobie z młotka, ze sworznia, z wody i ze śmierci. Na jednej gwieździe, na planecie, na mojej Ziemi był Mały Książę, którego musiałem pocieszyć. Wziąłem go na ręce i ukołysałem. Powiedziałem:
- Kwiatowi, który kochasz, nie grozi niebezpieczeństwo. Narysuję ci kaganiec dla twego baranka, narysuję osłonę dla twego kwiatu... Ja...”

Antoine de Saint-Exupery „Maly Książę”

Często najpiękniejsza róża rośnie najbliżej, ale równie często obok znajduje się i baran...
Dział: Uncategorised
poniedziałek, 31 maj 2010 09:55

Zdrowy duch

Podczas poważnych schorzeń wszyscy za wszelką cenę chcą dobrze się poczuć, nie zwracając uwagi na przyczyny swoich dolegliwości. W kilku poprzednich artykułach ukazywałem związek pomiędzy emocjami, a chorobą, ponieważ mają one duży wpływ na nasze zdrowie. Kiedy Duch wychodzi z ciała, wtedy człowiek umiera. Mówimy: „wyzionął Ducha”. Mówimy, ale w to nie wierzymy. I tutaj zaczyna się problem. Czynimy zupełnie inaczej niż mówimy. Mowa nie jest spójna z czynem. Czyżbyśmy rzucali słowa na wiatr? Jeżeli tak jest z większością naszych wypowiedzi to co musi dziać się z sercem, jeśli mowa z niego pochodzi... Słowa mogą również być tworzone w wyniku logicznego myślenia czyli w mózgu. Tak więc jeżeli wypowiadamy słowa, w które nie wierzymy, to co musi dziać się w tej biednej głowie...Może migrena?

Duch w człowieku zajmuje bardzo ważne miejsce, choć nie bierzemy go pod uwagę. Doceniamy go i czujemy tylko w sytuacjach, kiedy jesteśmy smutni, depresyjni, szczęśliwi lub zakochani. Nauka w oczywisty sposób zjawiska te wyjaśnia i dobrze. Bo gdyby było inaczej to nasze życie opierałoby się wyłącznie na cudach, które w innym języku nazywane są „przypadkami”. Kiedy notorycznie jesteśmy smutni, zamknięci w sobie, lub złośliwi wtedy zabijamy w sobie Ducha (czasami również w innych). Na konsekwencje nie trzeba długo czekać. Depresja, choroby serca, przemiany materii itp. Ale od czego są leki? No właśnie. Powinny służyć człowiekowi pod warunkiem, że nie staną się celem samym w sobie tzn. nie wystarczy brać leków aby być zdrowym.

Nad dobrym samopoczuciem, tak jak nad każdą inną czynnością trzeba popracować. Zacznijmy zatem od siebie, od małych rzeczy. Może na początek zacznijmy częściej się uśmiechać, i rzadziej wysłuchiwać złych wiadomości, które z każdej strony wchodzą do naszego Domu. Organizm zacznie wytwarzać więcej endorfiny (tzw.hormonu szczęścia, który tłumi odczuwanie drętwienia i bólu natomiast wzmaga uczucie przyjemności i dobrego nastroju). Miną stany niepokoju, lęku i braku cierpliwości... , a w ich miejsce przyjdzie wiara, nadzieja i miłość.

Dział: Uncategorised
poniedziałek, 03 maj 2010 23:44

Małżeństwo

Małżeństwo jest dynamicznym procesem odkrywania-jak pisał Marion Stround. Małżeństwo jest podróżowaniem – nie przybyciem. W małżeństwie znalezienie właściwej osoby jest tak samo ważne, jak bycie właściwą osobą. Małżeństwo jest sztuką... i jak każdy twórczy proces wymaga wysiłku i przemiany tak, aby sławo „ja” zamieniało się w „my”. Aby radość z otrzymywania zamieniać na wspaniałomyślność obdarowania. By każdy upadek stawał się nową okazją do powstania. Bo miłość się staje... Miłość nie jest umeblowanym mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym „TAK”, ale jest mnóstwem „tak”, które wypełniają życie, pośród mnóstwa „nie”. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim. Dlatego dbaj o to, by nie zabijać nadziei, by nie poniżać lecz podnosić, nie rozpraszać, a zbierać. Bo dobre jest tylko to co uczciwe, wszystkie pozostałe dobra są fałszywe i podrobione.

Marion Stroud

Dział: Uncategorised
poniedziałek, 03 maj 2010 23:32

Bóle kolan

Przyczyny bólu mogą być najróżniejsze: uraz kolana, wady jego budowy czy też uszkodzenia związane z chorobą, np. z martwicą chrzęstno-kostną, uszkodzoną łękotką co może się objawiać płynem w kolanie. Jednak to nie one są przyczyną kłopotów.

Problemy z kolanami zaczynają się dużo wcześniej tylko, że wtedy nie dają jeszcze objawu w miejscu „przeznaczenia”. Zazwyczaj aby doszło do ostrego, przewlekłego bólu muszą się zejść przynajmniej dwa czynniki: Nie doleczone infekcje (przeziębienia) oraz nie zawsze właściwe relacje z otoczeniem. Te pierwsze swój początek mają w bólach głowy, zwłaszcza o podłożu zatokowym ze szczególnym wskazaniem na przeciągi. Konsekwencją tego są kolana-choć ból w takich sytuacjach zazwyczaj jest intensywny ale ustępujący. Gorzej kiedy doskwiera ból tępy czasami ostry i przewlekły. Wówczas należy przyjrzeć się życiu,dokładniej mówiąc-postępowaniu. Brak umiejętności wybaczania, stare urazy psychiczne, niewłaściwy sposób ich rozwiązywania, upartość, a wręcz „skostniała zatwardziałość” do tego stopnia, że trudno się ugiąć-zgiąć kolana (podobna historia dotyczy kręgosłupa). W takich sytuacjach zaczynamy od emocji. Przeanalizujmy z jaką sytuacją jest nam trudno się pogodzić, czego nie chcemy bądź nie potrafimy sami zmienić? Następnie rozpoczynamy próbę przemiany, podczas której może pojawiać się ból głowy ale tym razem nie w wyniku infekcji, tylko ze stresu. Jeżeli się powiedzie, ustąpi nie tylko ból kolan ale również jedna z głównych wad, która w konsekwencji mogła zatruwać nam i innym życie (zatoksyczniać organizm). Ostatnia faza to doleczenie przestarzałych infekcji ale musimy to uczynić po kolei. Jak to uczynić? Na stronie głównej po prawej stronie jest rubryka zatytułowana ”W Szkole Ojca Pio” - zostań jej uczniem. W razie trudności z radzeniem sobie z owymi „demonami przeszłości” sprawdź kto patronuje rubryce i odwiedź właściwe miejsce by uleczyć „niemożliwe”.

By zlikwidować powtarzające się bóle kolan korzystamy ze środków przeciwbólowych, które niszczą wątrobę, przyjmujemy tzw.blokady, które w konsekwencji również zbyt dużo dobrego nie wnoszą. Jeździmy po różnych „specjalistach”, by w konsekwencji skończyć na chirurgii. A może wreszcie zacząć „leczenie” od właściwej strony i mieć zdrowe nie tylko kolana?


P.S. Kiedy w gabinecie zaproponowałem jednej z osób spotkanie z kapłanem, odpowiedziała mi, że jest osobą niewierzącą. - Nie uważam aby to w czymś przeszkadzało. Nie trzeba być katolikiem by porozmawiać z katolickim księdzem czy zakonnikiem. Należy natomiast mieć dobrą wolę. Zostają jeszcze osoby „innej” wiary. Wiem, że i z nimi kapłani są gotowi rozmawiać w założeniu, że i oni wykażą się tym samym.

Dział: Uncategorised
poniedziałek, 19 kwiecień 2010 01:29

Szum w uszach

Szumy uszne przez niektórych nazywane „szumami w głowie” to bardzo uciążliwa dolegliwość. Na czym polega właściwie ta przykra dolegliwość? Jej łacińska nazwa tinnitus auris pochodzi od czasownika tinnire "brzęczeć", definiuje się ją jako "subiektywne odczuwanie efektu dźwiękowego w uszach lub w głowie przy braku bodźca akustycznego w otoczeniu". Według Encyklopedii zdrowia PWN szumy te chory opisuje jako "dzwonienie, brzęczenie, gwizdanie, szum wiatru, wody, tętnienie itp.(...). Mogą pojawiać się i nasilać okresowo lub występować stale". Różne jest natężenie tych dźwięków — wahają się od ledwie uchwytnych lub irytująco głośnych. Ponadto chory nie potrafi ich stłumić. Niektórzy lekarze twierdzą iż szumy uszne są wynikiem nieprawidłowej aktywności nerwowej we włóknach nerwu słuchowego. Niestety, zazwyczaj szumów nie udaje się zlikwidować i na razie nie zanosi się na znalezienie skutecznej metody leczenia szumów usznych. W książce Living With Tinnitus powiedziano: "Obecnie wraz z kolegami jestem głęboko przekonany, że do dzwonienia w uszach trzeba się po prostu stopniowo przyzwyczaić". Ale czy wszystko zostało już powiedziane na ten temat? Pod względem objawowym-być może tak, ale czy również przyczynowym?

Szum jest to rodzaj sygnału. Sygnały natomiast mogą być różne,np. Ktoś może dawać nam jakiś sygnał aby np. się zmienić... No właśnie. Jak już wcześniej zostało napisane „ szumy uszne są wynikiem nieprawidłowej aktywności nerwowej”. Takowa aktywność w miarę upływu czasu, kiedy nic z nią się nie robi, przeradza się w nad aktywność i objawia się to m.in. szumami. Leku farmakologicznego na to nie ma ale jest inny. Osoby z takimi dolegliwościami powinny przeanalizować swoje dotychczasowe poczynania. A może należałoby starać się być bardziej wyrozumiałym, lepszym, spokojniejszym...

Pragniemy by każdy wokół nas się zmieniał zamiast zacząć zmieniać samego siebie – to trudne, ale przecież w życiu nic co dobre, nie jest łatwe. Szumy uszne, nazywane przez lekarzy wschodu „wołaniem sumienia” są często odzwierciedleniem dotychczasowego napięcia emocjonalnego jakie towarzyszy człowiekowi o charakterze „cholerycznym”. Zazwyczaj to typ człowieka pobudliwego, przejawiającego tendencje do ciągłego niezadowolenia i agresji. Charakteryzuje go silne przeżywanie emocji oraz duża energia życiowa i aktywność. Głównym pragnieniem choleryków jest dominacja, od innych z kolei oczekują podporządkowania się i uznania dla swojej ciężkiej pracy. Cholerycy bywają uparci, a ich reakcje na bodźce są szybkie i często nieprzemyślane, bywają też zakompleksieni. Często żałują wypowiedzianych słów, choć rzadko się do tego przyznają. Są nastawieni na działania i kierowanie. Wzbudzają wśród ludzi zaufanie i respekt, często pracują dla potrzeb grupy. Są szybcy w działaniu, preferują pracę, którą mogą sami zorganizować. Lubią przewodzić i organizować pracę innym. Gdy ktoś się z nim nie zgodzi, denerwują się, krzyczą, stają się agresywni. Choleryk to osobnik dominujący, władczy i wyraża to całą swoją postawą i sposobem gestykulowania (wysunięty w kierunku słuchaczy wskazujący palec, uderzanie pięścią w blat stołu, wulgarne wypowiedzi lub słowa). Poprzez wszystkie te cechy dochodzi często u takiego człowieka do obkurczu naczyń krwionośnych przez co krew staje się słabszym nośnikiem tlenu co może w konsekwencji również skutkować szumami. W takiej sytuacji działania farmakologiczne będą miały bardzo krótkotrwały efekt, ponieważ przyczyna leży bezpośrednio w emocjach, a ściślej mówiąc w sposobie postępowania. Poprzez swoje zachowanie może taki człowiek ranić innych nie zdając sobie z tego sprawy, gdyż nastawienie jego nie jest na „posłuchanie” - stąd nazwa „krzyk” lub „wołanie sumienia”.

Dział: Uncategorised
poniedziałek, 19 kwiecień 2010 01:28

Ach te zioła...

I znowu pytania: kiedy i jak pić zioła, czy zioła mogą kolidować z dotychczasowym leczeniem. By terapia przebiegała w sposób właściwy, musimy ściśle stosować się do zaleceń. Gdy dodatkowo rozpisana zostaje dieta, należy się do niej dostosować w 100%-tach. Tylko takie działania mogą przynieść w miarę szybkie i skuteczne działanie. Odnośnie jednoczesnego stosowania innych leków pisałem już o tym we wcześniejszym artykule pt.”Kiedy pić zioła”-zachęcam do przeczytania.

Są osoby, które zniechęcają się do terapii ziołowej w momencie, kiedy jakaś dolegliwość długo nie ustępuje, będąc dość uciążliwą. Otóż często objaw choroby jest bardzo odległy od jej przyczyny i dlatego tak się dzieje. Chorobę należy wyprowadzać zgodnie z procesem, regułą terapeutyczną. Jeżeli w przeszłości było dużo tzw „przechodzonych” przeziębień, należy najpierw je doleczyć, wtedy dopiero możemy mówić o ustąpieniu bólu kolan, ramion czy innej dolegliwości. W gabinecie są również takie sytuacje, gdzie jakaś osoba słyszy ode mnie, aby zmienić pewne dotychczasowe nawyki, sposób bycia lub życia. Wtedy zazwyczaj odchodzą mówiąc: „zioła mi nie pomagają”,że „to nic nie daje”, a czasami nawet że gorzej się czują. Zioła nie zmienią ludzkich zachowań ale owe zachowania mają duży wpływ na ludzkie życie i mogą je zamienić w niekończące się dolegliwości. Pewnego razu przyszedł do mnie człowiek, który cierpiał na notoryczne zaparcia. Nic mu,jak mówił, nie pomaga. Kiedy zapytałem czy lubi w domu gromadzić stare rzeczy w myśl „a może się kiedyś przyda”, odpowiedział, że lubi mieć wszystko „pod ręką” i od nikogo nie być zależnym. Zapytałem więc, jak radzi sobie z wybaczaniem? Odpowiedział, że nie gniewa się na nikogo, ale ma żal do syna, który go denerwuje od 20 lat, nie rozmawia z synową ale to ich wina. Powtarzał jeszcze kilka razy, że się na nich nie gniewa. Spójrzcie jakie sprzeczności, ile „nagromadzeń”. Są też osoby, które noszą niewypowiedziany żal np. do rodziców, ale to jeszcze inna historia i dodatkowa dolegliwość...Może jeszcze jeden przykład: Pewna mama mówi, że jej siedmioletnie dziecko cały czas kaszle, a lekarz podejrzewa astmę mimo, iż wyniki medyczne tego nie potwierdzają. Kiedy zapytałem ją o relację pomiędzy nią, a swoim mężem, powiedziała, że są normalne, jak w każdym małżeństwie. Ale w trakcie rozmowy okazało się,że relacje między nimi są-delikatnie mówiąc-”nie najlepsze”. Wieczna pretensja, wspólne obarczanie się winą... Brak miłości między rodzicami na pewno nie zapewni poczucia bezpieczeństwa swoim dzieciom, a co za tym idzie-zdrowia. Można się czasami „dusić” taką atmosferą. I kiedy mówimy w gabinecie by przyjechał mąż, że należałoby porozmawiać z obojgiem rodziców, wtedy okazuje się, że lepiej i łatwiej jest podać dziecku leki wziewne niż naprawić stosunki między sobą... Są przypadki, że przyjeżdżają oboje, ale kiedy w skrajnych przypadkach proponowana im jest najpierw psychoterapia, ich wspólna wizyta w gabinecie jest pierwszą i ostatnią - „w XXI wieku wierzysz zielarzowi?!”, „ I co, pije i pije te zioła, i nic nie pomaga!”. Ale czy naprawdę nie pomaga? Dziecku minęły stany podgorączkowe, w nocy przestało mieć duszności, minął ból brzucha ale kaszel nie ustąpił. Rodzice dostrzegali tylko to ostatnie. Kaszel nie ustąpił, więc nie ma sensu dalej pić ziół. O jaka szkoda... Nie tego, że dziecko nie będzie piło mieszanek ziołowych ale tego, że rodzice nie chcieli zrozumieć...-Bo przecież inni też się kłócą... tylko, że wasze dziecko jest bardziej wrażliwe od innych. Ale tego już nie słyszeli...A może nie chcieli słyszeć? Ile razy w życiu spotykamy się z takimi lub podobnymi historiami? Ile razy łatwiej nam wymagać od kogoś zamiast zacząć od siebie? Dawno temu ks. Twardowski w swoim wierszu napisał:

„Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” - ale kto dziś jeszcze słucha...dziś wszyscy mówią, tak dużo mówią, że już nie mają czasu posłuchać.

Dział: Uncategorised
środa, 07 kwiecień 2010 01:26

Czy zioła pomagają

I znowu pytania: kiedy i jak pić zioła, czy zioła mogą kolidować z dotychczasowym leczeniem. By terapia przebiegała w sposób właściwy, musimy ściśle stosować się do zaleceń. Gdy dodatkowo rozpisana zostaje dieta, należy się do niej dostosować w 100%-tach. Tylko takie działania mogą przynieść w miarę szybkie i skuteczne działanie. Odnośnie jednoczesnego stosowania innych leków pisałem już o tym we wcześniejszym artykule pt.”Kiedy pić zioła”-zachęcam do przeczytania.

Są osoby, które zniechęcają się do terapii ziołowej w momencie, kiedy jakaś dolegliwość długo nie ustępuje, będąc dość uciążliwą. Otóż często objaw choroby nie ma nic wspólnego z przyczyną i dlatego tak się dzieje. Chorobę należy wyprowadzać zgodnie z procesem, regułą terapeutyczną. Jeżeli w przeszłości było dużo tzw „przechodzonych” przeziębień, należy najpierw je doleczyć, wtedy dopiero możemy mówić o ustąpieniu bólu kolan, ramion czy innej dolegliwości. W gabinecie są również takie sytuacje, gdzie jakaś osoba słyszy ode mnie, aby zmienić pewne dotychczasowe nawyki, sposób bycia lub życia. Wtedy zazwyczaj odchodzą mówiąc: „zioła mi nie pomagają”,że „to nic nie daje”, a czasami nawet że gorzej się czują. Zioła nie zmienią ludzkich zachowań ale owe zachowania mają duży wpływ na ludzkie życie i mogą je zamienić w niekończące się dolegliwości. Pewnego razu przyszedł do mnie człowiek, który cierpiał na notoryczne zaparcia. Nic mu,jak mówił, nie pomaga. Kiedy zapytałem czy lubi w domu gromadzić stare rzeczy w myśl „a może się kiedyś przyda”, odpowiedział, że lubi mieć wszystko „pod ręką” i od nikogo nie być zależnym. Zapytałem więc, jak radzi sobie z wybaczaniem?

Odpowiedział, że nie gniewa się na nikogo, ale ma żal do syna, który go denerwuje od 20 lat, nie rozmawia z synową ale to ich wina. Powtarzał jeszcze kilka razy, że się na nich nie gniewa. Spójrzcie jakie sprzeczności, ile „nagromadzeń”... Jeszcze jeden przykład: Pewna mama mówi, że jej siedmioletnie dziecko cały czas kaszle, a lekarz podejrzewa astmę mimo, iż wyniki medyczne tego nie potwierdzają. Kiedy zapytałem ją o relację pomiędzy nią, a swoim mężem, powiedziała, że są normalne, jak w każdym małżeństwie. Ale w trakcie rozmowy okazało się,że tatuś ze względu na pracę rzadko przebywa w domu, a jak już jest, to nie ma siły zająć się swoją córką, za to zajmuje się „ustawianiem” rodziny. Wieczna pretensja, wspólne obarczanie się winą... Brak miłości między rodzicami na pewno nie zapewni poczucia bezpieczeństwa swoim dzieciom, a co za tym idzie-zdrowia. Można się czasami „dusić” taką atmosferą. I kiedy mówimy w gabinecie by przyjechał mąż, że porozmawiamy...

Są przypadki, że przyjeżdżają oboje, ale pierwszy i ostatni raz. W. „ XXI wieku wierzysz zielarzowi?!”, „ I co, pije i pije te zioła, i nic nie pomaga!”. Ale czy naprawdę nie pomaga? Dziecku minęły stany podgorączkowe, w nocy przestało mieć duszności ale kaszel nie ustąpił. Rodzice dostrzegali tylko to ostatnie. Kaszel nie ustąpił więc nie ma sensu dalej pić ziół. O jaka szkoda... Nie tego, że dziecko nie będzie piło mieszanek ziołowych ale tego, że rodzice nie chcieli zrozumieć...-Bo przecież inni też się kłócą... tylko, że wasze dziecko jest bardziej wrażliwe od innych. Ale tego już nie słyszeli...A może nie chcieli słyszeć?

Ile razy w życiu spotykamy się z takimi lub podobnymi historiami? Ile razy łatwiej nam wymagać od kogoś zamiast zacząć od siebie? Dawno temu ks. Twardowski w swoim wierszu napisał: „Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” - ale kto dziś jeszcze słucha...

Dział: Uncategorised
środa, 31 marzec 2010 21:10

Wielka Sobota

Jest to czas żałoby i straży przy grobie Jezusa. Czas na „zatrzymanie się” i ciszę. Jedni przyszli w smutku i żałobie, inni przyszli tylko pilnować – trzymać straż przy... koszyczku ze święconką. A przecież On tu leży...Kiedy leżała pewna dziewczynka – On przyszedł do niej i nawet wziął ją za rękę. Przyszedł też do pewnego człowieka, który również już leżał,nawet kilka dni... i tak jest do dzisiaj. Zawsze przychodzi kiedy leżymy. Czasem nawet nieprzyjemnie już pachniemy z tego powodu, ale Jemu to nie przeszkadza, prędzej tylko nam. A przeszkadza nam prawie wszystko. To, że jest za dużo ludzi, to, że inni nas obserwują, nawet to, że czas jest niewłaściwy.

(...) „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię". Mt 11,28

Dział: Uncategorised
środa, 31 marzec 2010 21:03

Wielki Czwartek

Było to przed Świętem Paschy... Tyle razy słyszeliśmy w ostatnich dniach, że godzina Jezusa jeszcze nie nadeszła. Do tej pory musiał ukrywać się, odchodzić, uciekać, czekać... Teraz jednak już wie w sercu: godzina już nadeszła, już czas...

Dzisiejszy wieczór jednoczy nas przy Stole. Stajemy się uczestnikami Jego Ostatniej Wieczerzy. Jezus z niezwykłą czułością pochyla się dziś nad każdym z nas, aby dotykać tego, co w nas jest słabością. Pragnie umacniać nas tym gestem i wyryć go w naszych sercach, byśmy napełnieni doświadczeniem Jego miłości, umywali nogi naszym braciom, pochylając się nad ich słabościami.

…Wstał od wieczerzy i założył szaty... Przebiera się: do pracy, do służby. A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. Robi coś zwyczajnego, prawie codziennego. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany.

Uczniowie siedzą tam, nie wiedzą co myśleć. Przecież nie pierwszy raz przeżywają takie sytuacje, w których nic nie rozumieją – tak jak my... Wiedzą jednak, że w tym musi być ukryta jakaś większa nauka. Trzeba tylko cierpliwie czekać. No właśnie, znowu czekać! Tylko Piotr – on nie wytrzymuje! Przecież to nie jest w porządku, tutaj dzieje się coś nie tak, tego nie można zaakceptować! Coś jest tu postawione do góry nogami! Ile razy w ten sam sposób reaguję w swoim życiu. Ile razy ten sam biedny Jezus próbuje przestawić moje życie by nie było „do góry nogami”, a ja nie chcę tego zaakceptować? - „Tego co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później to będziesz wiedział”. Znowu to samo: jeszcze nie rozumiesz, ale czekaj, miej cierpliwość, zaufaj...a będziesz wiedział. Kto nie może czekać, nie uczy się! Kto myśli, że jest Mądrzejszy od Mistrza, wpadnie w takie pułapki jak święty Piotr, który rzekł do niego: „Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał”. Tak mocno reaguje bo chciał dobrze, ale jednocześnie głupio... Bądźmy ostrożni ze słowem „NIGDY” ! -tym bardziej w stosunku do Jego miłości. Wychodzi tutaj na jaw cały temperament tego dobrego Piotra, który jeszcze nie wyciągnął wniosków z tej nauki. Przecież niedawno Pan Jezus nawet krzyczał do niego: Precz, szatanie – to było straszne – ale i po tym jeszcze nie był mądrzejszy. Jeszcze myślał, że warto kłócić się z Jezusem ukazując mu swój punkt widzenia! A ja? Czy ja dzisiaj nie czynię tego samego? Czy nie przekonuję Boga do tego by to mój plan się wypełnił? By to On mnie wysłuchał? Pan Jezus jednak nie przejmuje się: zna go, wie że ma w sobie też swoją wielkość, za którą schowana jest dobroć i to zaraz wychodzi na jaw. Dopiero później te wartości zmienią swoją kolejność. Ale zauważmy, że Jezus stawia bardzo ostre wymagania. Nie idzie na kompromisy, na łatwiznę. „Albo – albo”. Jeżeli chcesz być moim uczniem, to musisz się upokorzyć, musisz przyjąć to – albo odejść. Czy rozumiesz, czy nie. Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. To mocne słowa, to wymaganie pójścia na całość – dla jego dobra – i to na tej uroczystości, w Wieczerniku! W tym momencie najbardziej intymnym, w którym nazywa ich swoimi przyjaciółmi. To miłość, która potrafi wszystkiego wymagać, aby wszystko dać. To z miłości Pan Jezus mówi w ten sposób. Z miłości traktuje Piotra tak ostro, tak wymagająco: nie aby go niszczyć, nie aby go wydalić, lecz aby go ratować. „Wychowanie Boga, pedagogika Jezusa” - jak pisał W.Wermter

Aby umyć komuś nogi należy pochylić się, uklęknąć. Pokora przez służbę robi się wielka. Służba – to znaczy: robić się małym. Nie można umyć nóg na stojąco. Nie można służyć na stojąco. Kto chce służyć, musi się pochylić. Lecz by się pochylić, trzeba Go pokochać – w drugim człowieku!
Dział: Uncategorised
poniedziałek, 22 marzec 2010 20:50

Bajka o "mamie"

W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał się drugiego:
  • Wierzysz w życie po porodzie?
  • Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem
  • Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać?
  • No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią...
  • No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina.
  • No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyła.
  • Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest?
  • No przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
  • Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem, czyli jej nie ma...
  • No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz co, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później..."
Jedni potrafią uwierzyć, inni nie. Ci pierwsi nie potrzebują dowodów naukowych, ponieważ ich wiara znacznie przewyższa rozum.
Dział: Uncategorised

Aktualności

Porady Zielarskie Online

Skorzystaj z wygodnych konsultacji online, które pozwolą Ci uzyskać porady bez wychodzenia z domu.

Zarezerwuj poradę zielarską online - kliknij tutaj.  

Więcej…

Jak wzbudzić żal doskonały

Więcej…

STREFA IGNATIANUM

Wprowadzenie do modlitwy medytacyjnej.

Więcej…