Przeziębienia, infekcje, choroby, wirusy – dużo tego i dużo można by na ten temat pisać. Co roku w życzeniach świątecznych słyszymy: „życzę tobie przede wszystkim zdrowia…” Ale czy owo zdrowie naprawdę jest w stanie dać nam to, czego potrzeba?
Choroba i przeziębienie to dwa różniące się od siebie aspekty ingerujące w organizm ludzki.
Przeziębienie to chaos, w którym wirusy próbują wyłamać drzwi i wniknąć do ustroju – takiego „wewnętrznego dziedzińca”. Organizm zwykle w takiej sytuacji powinien uruchomić mechanizmy obronne, aby wróg nie spustoszył skarbca i nie zabił króla. Mogą (i powinny) towarzyszyć temu takie objawy jak: gorączka, ból, rozszerzenie naczyń, co często powoduje wyciek z nosa (prawie jak w bitwie). Uczucie zatkanego nosa, przekrwienie i obrzęk jego błony śluzowej mogą wskazywać na to, że nasz organizm zaczyna przegrywać z wirusem i tutaj zaczyna się choroba. Patogen wnika w głąb organizmu. Obrona zawiodła. Ale dlaczego? Co się stało?
Wróg się wzmocnił, człowiek osłabił. Rozpoczyna się zakażenie bakteryjne. Następuje zmiana charakteru wydzieliny na gęstą, zieloną o nieprzyjemnym zapachu z utrzymującą się długo gorączką. Ta akurat świadczy o tym, że organizm jeszcze nie złożył broni. Fervex, gripex itp. armaty dostatecznie ubiły gorączkę ale i obronę. Następuje rozszerzenie procesu zapalnego poza jamę nosowo-gardłową, na zatoki, uszy, oskrzela i płuca. Teraz mamy już do czynienia z chorobą. Królestwo padło. Król się ukrył – w sobie i w swojej chorobie, ponieważ i tak nie może już rządzić swoim państwem. Ale dlaczego do tego doszło? Co się stało? Takich pytań zazwyczaj już nikt sobie dzisiaj nie zadaje. Wszyscy skupiają się na objawie (chorobie). Teoretycznie dobrze. W przypadku bezpośredniego zagrożenia życia nawet bardzo dobrze. Ale co dalej? Obrona poległa, więc korzystamy z pomocy zewnętrznej: szczepionki i specyfiki podnoszące odporność. To jak z państwem, które jest bankrutem i zaciąga dług, który „pomoże” mu egzystować-bo często trudno to nazwać normalnym życiem. Jeżeli w takiej sytuacji nie zatrzymamy się w codziennej bieganinie, aby zobaczyć ilu przyjaciół straciliśmy po drodze, o których powinniśmy szczególnie zabiegać, to podzielimy losy tych, którzy dożywotnie korzystają z kredytów by nie utopić się w długach…
O tym dlaczego król ukrył się w sobie i w swojej chorobie i czemu nie może już rządzić swoim państwem oraz jakich przyjaciół tracimy po drodze – na te i inne pytania będziemy sobie odpowiadać już wkrótce, na wykładzie otwartym w Coffee Club w Jastrzębiu Zdroju. Szczegółowe informacje po 10 stycznia w zakładce „Coffee Club”
Pewnego dnia, Mężczyzna mieszkający w Wielkim Mieście, przeziębił sobie duszę. Za oknem środek zimy, cała rodzina choruje, nie powinno więc nikogo dziwić, że jego system odpornościowy odmówił współpracy. Wstrząsana dreszczami dusza, w stanie podgorączkowym, mocno dawała się jemu we znaki. Po kolejnej męczącej i niemal nieprzespanej nocy, wybrał się do lekarza.
Usłyszał, że przeziębienia duszy właściwie się nie leczy. Zapalenie duszy - owszem, można coś przepisać. Zawał duszy - o tak, już byłaby poddana intensywnej kuracji. Ale tak mała gorączka? Ogólna obolałość i nieco zapuchnięte oczy? Nie, to nic takiego, samo przejdzie, niech pan wraca do domu, niech pan nie przesadza. Nie był to zbyt mądry lekarz, nie wiedział, jak ostry przebieg może mieć u mężczyzn banalne przeziębienie duszy.
Mężczyzna wrócił do domu, gdzie czekała już na niego Kobieta. Otuliła jego duszę kocem miękkich słów, napoiła gorącym uczuciem, zaaplikowała kilka komplementów według starej, domowej receptury. Mężczyzna zasnął jak dziecko, a jego gorączka po krótkim czasie narzekania minęła bez śladu.
MORAŁ: przeziębioną duszę najlepiej leczyć wg starej domowej receptury.
Pewnego dnia, Kobieta mieszkająca w Wielkim Mieście, przeziębiła sobie duszę. Za oknem bury środek zimy, cała rodzina choruje, nie powinno więc nikogo dziwić, że jej system odpornościowy odmówił współpracy. Wstrząsana dreszczami dusza, w stanie podgorączkowym, mocno dawała się jej we znaki. Po kolejnej męczącej i niemal nieprzespanej nocy, wybrała się do lekarza.
Usłyszała, że przeziębienia duszy właściwie się nie leczy. Zapalenie duszy - owszem, można coś przepisać. Zawał duszy - o tak, już byłaby poddana intensywnej kuracji. Ale tak mała gorączka? Ogólna obolałość i nieco zapuchnięte oczy? Nie, to nic takiego, samo przejdzie, niech pani wraca do domu, niech pani nie przesadza. Nie był to zbyt mądry lekarz, nie wiedział, jak ostry przebieg może mieć u kobiet banalne przeziębienie duszy.
Kobieta wróciła do domu, gdzie czekał już na nią Mężczyzna. Otulił jej duszę kocem miękkich słów, napoił gorącym uczuciem, zaaplikował kilka komplementów według starej, domowej receptury. Kobieta zasnęła jak dziecko, a jej gorączka minęła bez śladu.
MORAŁ: przeziębioną duszę najlepiej leczyć miłością.
Zaczynamy pewien nowy okres - w pewnym sensie, oczywiście. Koniec wakacji, lata, początek roku szkolnego i nadchodząca jesień. To dla niektórych czas intensywnej pracy, dla innych czas przeziębień. W Chinach istnieje przysłowie, że "trudno jest leczyć człowieka na 3 dni przed śmiercią, lepiej jest leczyć na 3 lata przed chorobą". Ale do rzeczy. Aby w naszym organizmie był wysoki poziom odporności powinniśmy o to zadbać najpóźniej już latem ( choć najlepiej dbać o nią cały rok).
Właściwa dieta i pory spożywanych posiłków to podstawa. Pewnego dnia mój znajomy obudził się rano z bólem ucha. Przebieg takiej infekcji zależy od rodzaju zarazków i reakcji organizmu, a więc także od reakcji układu odpornościowego. W przypadku niektórych infekcji może upłynąć kilka dni, a nawet tygodni zanim pojawią się pierwsze objawy. Wiele objawów towarzyszących infekcjom, jak gorączka, pocenie się, wzmożone wytwarzanie śluzu czy luźny stolec, świadczy o tym, iż organizm próbuje pozbyć się zarazków. Jest to celowa reakcja organizmu, który stara się uporać z drobnoustrojami. Po ustąpieniu objawów organizm potrzebuje jeszcze czasu, aby odpocząć, ponownie nabrać sił. Musimy wówczas zadbać o regenerację układu immunologicznego, aby ponownie osiągnął pełną sprawność. Jeżeli tego nie uczynimy chodząc np. w porze deszczowej na pływalnię, nadmierne spożywanie słodyczy albo zamiast zwykłego wysiąkania nosa w chusteczkę wprowadzamy śluz do wewnątrz wtedy dochodzi do zakażeń bakteryjnych. Powodują one znacznie groźniejsze schorzenia: anginę, zapalenie zatok przynosowych, zapalenie oskrzeli, płuc czy zapalenie ucha środkowego.
Najczęściej bywa tak, że infekcja wirusowa niejako toruje drogę bakteriom, czyli poprzedza wystąpienie zakażenia bakteryjnego. Bywa również, że rozpoczyna się ono samoistnie ale to by świadczyło o kompletnym braku odporności. Żołądek i śledziona potrzebują w tym czasie ciepłego pożywienia, więcej zup (nie koniecznie rosołu!). Zbyt długie odżywianie się zimnym pokarmem (kanapki, ciasto, ciastka, napoje gazowane głównie coca-cola) upośledzają funkcje wątroby i żołądka. Upośledzenie śledziony oznacza zakwaszenie organizmu, a to z kolei może prowadzić (ale nie musi!) do alergii, zmian skórnych, kataru, czy zwykłego stanu rozdrażnienia, nie wspominając już o innych schorzeniach jak np. otyłość… Ale o niej już przy innej okazji.
Okres przedświąteczny jest „chwilą” oczekiwania na Boże narodzenie. W czasach kiedy zdejmuje się Krzyże ze ścian, gdzie szeroko pojęta wolność wywraca do góry nogami prawa Dekalogu - w marketach, na ulicach, a niedługo w domach - przystraja się choinki, symbol świąt BOŻEGO NARODZENIA! Ile przewrotności. Dziwimy się, że natura zmienia swoją dotychczasową postać: w lecie mamy jesień, podczas jesieni jest odczuwalna wiosna, a zimą niedługo będziemy oglądać śnieg jedynie w zamrażarkach.
Niepokoją nas zmiany klimatyczne ale to, że w sklepach już od końca listopada biegają mikołaje jest czymś naturalnym. Oczekujemy „gwiazdki z nieba”, zamiast Tego, kogo trzeba.
Myśl wyrachowana Franciszka Kucharczaka:
Kto nie czeka na Chrystusa, nie ma na co czekać.
Już niedługo na naszej stronie internetowej powstanie sklep z produktami, które posiadamy w swojej ofercie. Codziennie dokładamy wszelkich starań by proponowana oferta była jak najtańszą nie ujmując na jakości. Dotychczas zdobyliśmy dla Panstwa produkty, których praktycznie nie spotka się już w sklepach zielarsko medycznych, np.: Balsam kapucyński, który doskonale wspomaga układ odpornościowy szczególnie w sytuacjach szalejących wirusów grypowych (łącznie z grypą jelitową!), naturalne słodycze z Sanktuarium Leśniowskiego, czy materace gorczycowe z tegorocznych zbiorów gorczycy. Nie każdy wie o tym, że gorczyca swoje najlepsze działanie ma przez pierwsze dwa lata, później nadaje się do wymiany. W naszym sklepie mamy materace zawsze ze świeżej, tegorocznej gorczycy z gwarancją producenta. Cena materacy na rynku polskim bardziej dotyczy marży sprzedawcy niż wartości zakupu samej gorczycy. Dlatego u nas cena będzie zawsze atrakcyjną w stosunku do innych, nie ujmując – powtarzam - na jakości wyrobu!
dł. materaca to 165 cmPonadto w sprzedaży mamy ponad 280 rodzajów ziół, nalewki ziołowe, balsamy, naturalne soki, polskie miody itp. Pragniemy w naszym sklepie podtrzymywać ludowe tradycje zielarskie, kładąc nacisk głównie na produkty pochodzące z natury. Co prawda u nas nie kupisz pyralginy ale kupisz kwiat lipy, który działa napotnie. Dodając miodu ma zastosowanie przeciwprzeziębieniowe.
Nie kupisz u nas być może Nurofenu ale dostaniesz propolis, którego działanie antyzapalne i przeciwbólowe potwierdzają stare receptury zielarskie. To u nas możesz skorzystać z porady zielarza - nie bioenergoterapeuty, nie magika ale człowieka, który swoją wiedzę opiera na wielowiekowych tradycjach.
Być może nie dostaniesz u nas tego, czego szukasz ale znajdziesz na pewno to, czego potrzebujesz.
Zobacz produkty w zakładce - Nasz sklep
Stres zabija dobre samopoczucie. A więc nie pozwól, żeby miał na ciebie wpływ. Kiedy po raz kolejny spadnie na ciebie za wiele obowiązków, przenieś się myślami w przyszłość i spójrz na dzień dzisiejszy z perspektywy minonego już roku.
Do tego czasu wykonasz swe zadania, a dzisiejsze problemy uznasz za śmieszne. Zawsze zachowaj wystarczający dystans wobec codziennego stresu i nie traktuj go zbyt poważnie
Pojęcie naturoterapii pochodzi z połączenia dwóch wyrazów „Natura” i „Terapia”, czyli naturalny, zgodny z procesem biologicznym człowieka, proces terapeutyczny. Chciałbym tu zaznaczyć, że w tym przypadku proces ten oparty jest na logice z wiedzy o człowieku wg zasad medycyny chińskiej. Tradycyjna Medycyna Chińska ma już ponad 5000 lat! i uwierzcie, że jest z czego czerpać, oczywiście z rozsądkiem. Jak wcześniej napisałem jest ona oparta na logice - co wbrew pozorom - nie zawsze wszystkim odpowiada. W dzisiejszym świecie zbyt łatwo uciekamy w ezoterykę,”cudowne”energie,nieznane światy czy wróżki. Mamy nadzieję że to co wydaje się „nadprzyrodzone”musi być dobre i skuteczne. Czy tak jest zawsze? W swoim życiu zawodowym miałem okazję spotykać się z różnymi ludźmi, z większymi lub mniejszymi zdolnościami „leczniczymi”.
Po kilku latach analizy pewnych działań bioenergoterapeutycznych mogę zgodzić się z ludowym przysłowiem „nie samym chlebem człowiek żyje”. Każdej materii powinna towarzyszyć energia jak i każda energia powinna wynikać z materii. Ale czy materia musi otrzymywać energię? Nie, materia (właściwe pożywienie,zioła) dostarcza przecież energii. Przykład: Jeżeli jesteśmy wyczerpani całodniowym dniem pracy bądź niedoborem krwi, wystarczy wtedy skonsumować porcję w tym przypadku np mięsa wołowego lub wypić zioła wzmacniające narząd, odpowiedzialny za produkcję i przetwarzanie krwi, by ten stan się poprawiał. W ten sposób odpowiednia dieta czy zioła wytworzą naturalną energię potrzebną do egzystencji. A dlaczego nie lek? Przecież on też wzmocni organizm. To prawda, ale nam zależy na tym, by pobudzić organizm do działania, zamiast działać za niego. Nie chcę przez to powiedzieć, że bioenergoterapia czy leki są niepotrzebne. W świecie nie ma nic niepotrzebnego. Należy tylko z rozwagą z tego korzystać i nie zawsze ze wszystkiego...
Pamiętam jak pewien bioenergoterapeuta chwalił się swoją aurą, „mocą” i uzdrowieniami. Ale czy drzewo które choruje, może wydać dobry owoc? Ludzie, a przynajmniej niektórzy z nich, wychodząc z jego gabinetu opowiadali o cudownym uzdrowieniu np. z kamicy pęcherzyka żółciowego, ale w późniejszym czasie okazało się, że zaczęła chorować wątroba. W innym przypadku ktoś został uleczony z raka, o którym to dowiedział się w gabinecie. Jakiś czas później o mało nie zmarł na serce i zapewniam, że nie z wrażenia. Rodzi się pytanie, czy chorobę można „zepchnąć” w inne miejsce? Jeżeli już spotkamy człowieka, który ma takie zdolności i jak sama nazwa wskazuje-leczy bioenergią, czyli biologicznym oddziaływaniem wynikającym z wnętrza jego organizmu, to organizm ten powinien być przede wszystkim w 100% zdrowy.
Ciekawsza część bioenergoterapeutów to ci, którzy twierdzą, że ich energia pochodzi z kosmosu albo od Boga! A przecież twierdzi się, że kosmos zaczyna być większym śmietniskiem od Ziemi...Czyżby to była ta inteligentna energia? Sama z siebie? A jeżeli nie sama z siebie tylko od „kogoś tam...” to jakie ten ktoś z kosmosu ma intencje wobec ludzi? No chyba, że jednak pochodzi ona od Boga. Wtedy lepiej sprawdzić „paszport” tego „anioła” czy nie ma czasem „podwójnego obywatelstwa”.
Jeżeli nawet uda ci się zerwać owoc z chorego drzewa to pamiętaj, że robaczywe w środku na zdrowie ci nie wyjdzie.
Są osoby, które zniechęcają się do terapii ziołowej w momencie, kiedy jakaś dolegliwość długo nie ustępuje, będąc dość uciążliwą. Otóż często objaw choroby jest bardzo odległy od jej przyczyny i dlatego tak się dzieje. Chorobę należy wyprowadzać zgodnie z procesem, regułą terapeutyczną. Jeżeli w przeszłości było dużo tzw „przechodzonych” przeziębień, należy najpierw je doleczyć, wtedy dopiero możemy mówić o ustąpieniu bólu kolan, ramion czy innej dolegliwości. W gabinecie są również takie sytuacje, gdzie jakaś osoba słyszy ode mnie, aby zmienić pewne dotychczasowe nawyki, sposób bycia lub życia. Wtedy zazwyczaj odchodzą mówiąc: „zioła mi nie pomagają”,że „to nic nie daje”, a czasami nawet że gorzej się czują. Zioła nie zmienią ludzkich zachowań ale owe zachowania mają duży wpływ na ludzkie życie i mogą je zamienić w niekończące się dolegliwości. Pewnego razu przyszedł do mnie człowiek, który cierpiał na notoryczne zaparcia. Nic mu,jak mówił, nie pomaga. Kiedy zapytałem czy lubi w domu gromadzić stare rzeczy w myśl „a może się kiedyś przyda”, odpowiedział, że lubi mieć wszystko „pod ręką” i od nikogo nie być zależnym. Zapytałem więc, jak radzi sobie z wybaczaniem? Odpowiedział, że nie gniewa się na nikogo, ale ma żal do syna, który go denerwuje od 20 lat, nie rozmawia z synową ale to ich wina. Powtarzał jeszcze kilka razy, że się na nich nie gniewa. Spójrzcie jakie sprzeczności, ile „nagromadzeń”. Są też osoby, które noszą niewypowiedziany żal np. do rodziców, ale to jeszcze inna historia i dodatkowa dolegliwość...Może jeszcze jeden przykład: Pewna mama mówi, że jej siedmioletnie dziecko cały czas kaszle, a lekarz podejrzewa astmę mimo, iż wyniki medyczne tego nie potwierdzają. Kiedy zapytałem ją o relację pomiędzy nią, a swoim mężem, powiedziała, że są normalne, jak w każdym małżeństwie. Ale w trakcie rozmowy okazało się,że relacje między nimi są-delikatnie mówiąc-”nie najlepsze”. Wieczna pretensja, wspólne obarczanie się winą... Brak miłości między rodzicami na pewno nie zapewni poczucia bezpieczeństwa swoim dzieciom, a co za tym idzie-zdrowia. Można się czasami „dusić” taką atmosferą. I kiedy mówimy w gabinecie by przyjechał mąż, że należałoby porozmawiać z obojgiem rodziców, wtedy okazuje się, że lepiej i łatwiej jest podać dziecku leki wziewne niż naprawić stosunki między sobą... Są przypadki, że przyjeżdżają oboje, ale kiedy w skrajnych przypadkach proponowana im jest najpierw psychoterapia, ich wspólna wizyta w gabinecie jest pierwszą i ostatnią - „w XXI wieku wierzysz zielarzowi?!”, „ I co, pije i pije te zioła, i nic nie pomaga!”. Ale czy naprawdę nie pomaga? Dziecku minęły stany podgorączkowe, w nocy przestało mieć duszności, minął ból brzucha ale kaszel nie ustąpił. Rodzice dostrzegali tylko to ostatnie. Kaszel nie ustąpił, więc nie ma sensu dalej pić ziół. O jaka szkoda... Nie tego, że dziecko nie będzie piło mieszanek ziołowych ale tego, że rodzice nie chcieli zrozumieć...-Bo przecież inni też się kłócą... tylko, że wasze dziecko jest bardziej wrażliwe od innych. Ale tego już nie słyszeli...A może nie chcieli słyszeć? Ile razy w życiu spotykamy się z takimi lub podobnymi historiami? Ile razy łatwiej nam wymagać od kogoś zamiast zacząć od siebie? Dawno temu ks. Twardowski w swoim wierszu napisał:
„Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” - ale kto dziś jeszcze słucha...dziś wszyscy mówią, tak dużo mówią, że już nie mają czasu posłuchać.
I znowu pytania: kiedy i jak pić zioła, czy zioła mogą kolidować z dotychczasowym leczeniem. By terapia przebiegała w sposób właściwy, musimy ściśle stosować się do zaleceń. Gdy dodatkowo rozpisana zostaje dieta, należy się do niej dostosować w 100%-tach. Tylko takie działania mogą przynieść w miarę szybkie i skuteczne działanie. Odnośnie jednoczesnego stosowania innych leków pisałem już o tym we wcześniejszym artykule pt.”Kiedy pić zioła”-zachęcam do przeczytania.
Są osoby, które zniechęcają się do terapii ziołowej w momencie, kiedy jakaś dolegliwość długo nie ustępuje, będąc dość uciążliwą. Otóż często objaw choroby nie ma nic wspólnego z przyczyną i dlatego tak się dzieje. Chorobę należy wyprowadzać zgodnie z procesem, regułą terapeutyczną. Jeżeli w przeszłości było dużo tzw „przechodzonych” przeziębień, należy najpierw je doleczyć, wtedy dopiero możemy mówić o ustąpieniu bólu kolan, ramion czy innej dolegliwości. W gabinecie są również takie sytuacje, gdzie jakaś osoba słyszy ode mnie, aby zmienić pewne dotychczasowe nawyki, sposób bycia lub życia. Wtedy zazwyczaj odchodzą mówiąc: „zioła mi nie pomagają”,że „to nic nie daje”, a czasami nawet że gorzej się czują. Zioła nie zmienią ludzkich zachowań ale owe zachowania mają duży wpływ na ludzkie życie i mogą je zamienić w niekończące się dolegliwości. Pewnego razu przyszedł do mnie człowiek, który cierpiał na notoryczne zaparcia. Nic mu,jak mówił, nie pomaga. Kiedy zapytałem czy lubi w domu gromadzić stare rzeczy w myśl „a może się kiedyś przyda”, odpowiedział, że lubi mieć wszystko „pod ręką” i od nikogo nie być zależnym. Zapytałem więc, jak radzi sobie z wybaczaniem?
Odpowiedział, że nie gniewa się na nikogo, ale ma żal do syna, który go denerwuje od 20 lat, nie rozmawia z synową ale to ich wina. Powtarzał jeszcze kilka razy, że się na nich nie gniewa. Spójrzcie jakie sprzeczności, ile „nagromadzeń”... Jeszcze jeden przykład: Pewna mama mówi, że jej siedmioletnie dziecko cały czas kaszle, a lekarz podejrzewa astmę mimo, iż wyniki medyczne tego nie potwierdzają. Kiedy zapytałem ją o relację pomiędzy nią, a swoim mężem, powiedziała, że są normalne, jak w każdym małżeństwie. Ale w trakcie rozmowy okazało się,że tatuś ze względu na pracę rzadko przebywa w domu, a jak już jest, to nie ma siły zająć się swoją córką, za to zajmuje się „ustawianiem” rodziny. Wieczna pretensja, wspólne obarczanie się winą... Brak miłości między rodzicami na pewno nie zapewni poczucia bezpieczeństwa swoim dzieciom, a co za tym idzie-zdrowia. Można się czasami „dusić” taką atmosferą. I kiedy mówimy w gabinecie by przyjechał mąż, że porozmawiamy...
Są przypadki, że przyjeżdżają oboje, ale pierwszy i ostatni raz. W. „ XXI wieku wierzysz zielarzowi?!”, „ I co, pije i pije te zioła, i nic nie pomaga!”. Ale czy naprawdę nie pomaga? Dziecku minęły stany podgorączkowe, w nocy przestało mieć duszności ale kaszel nie ustąpił. Rodzice dostrzegali tylko to ostatnie. Kaszel nie ustąpił więc nie ma sensu dalej pić ziół. O jaka szkoda... Nie tego, że dziecko nie będzie piło mieszanek ziołowych ale tego, że rodzice nie chcieli zrozumieć...-Bo przecież inni też się kłócą... tylko, że wasze dziecko jest bardziej wrażliwe od innych. Ale tego już nie słyszeli...A może nie chcieli słyszeć?
Ile razy w życiu spotykamy się z takimi lub podobnymi historiami? Ile razy łatwiej nam wymagać od kogoś zamiast zacząć od siebie? Dawno temu ks. Twardowski w swoim wierszu napisał: „Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” - ale kto dziś jeszcze słucha...